I jeszcze jedno: Z przykrością muszę stwierdzić, że z wypowiedzi większości wyłania się syndrom mr. Hyde i dr. Jekkyla. TZN. Jesteśmy zwolennikami liberalizmu, ideałem jest gospodarka USA, UK i Irlandii choćby, ale bronimy przywilejów i pseudosocjalistycznych gospodarek typu Francji, Niemiec, czy Szwecji. Jakieś rozdwojenie jaźni? Procedury trzeba upraszczać, podatki też. A nie ja nie chcę płacić podatków, niech płacą za mnie inni. Jak nikt nie zechce płacić, to nie ma sprawy, tylko wtedy nie dzwońcie na policję gdy was okradną, nie wzywajcie pomocy, gdy was mordują, nie idźcie do pomocy społecznej, gdy nie macie na chleb (tak wiem w waszym przypadku to niemożliwe, bo przecież stać was na internet, a co z tego wynika i na chleb), bo nic takiego istnieć nie będzie, bo miby za co? Za kokosy z palmy?
Dla niektórych książka jest produktem na który nie powinno być VATu, dla innych są to materiały budowlane, dla jeszcze innych pieluchy, żywność, różne usługi. I tu widzę problem, bo z dyskusji wynika że powinni istnieć równi i równiejsi, a więc liberalizm ma być tylko naszywką typu pacyfka noszoną na koszulce, bo to modne. A tak naprawde poza szafowaniem tą nazwą wszystko należy robić w całkowitej niezgodności z liberalizmem.