Zważywszy na fakt, że zupełnie mija się z przedstawieniem minimum trzech fundamentalnych dla historii postaci, myli krytykę Ayn Rand z jej pochwałą... nie, film Snydera jest mniej więcej tak spoko adaptacją jak ze Stallone'a Dredd, a z Millerowych Robocopów godny następca Verhovena.
Szitf**k, a obiecałem sobie już nigdy nie wchodzić w temat tego 'filmu'...
ja juz jestem na etapie takim, ze juz niemalze w ogole nie moge ogladac zadnych filmow (przestalem akceptowac to medium niczym jakis lolitowy h.h. teatr), ale akurat ten film mi sie nawet podobal, ale nie ze wzgledu na stopien wiernosci adaptacji komiksu, tylko ze wzgledu na zdjecia i fajne sceny. mam podobnie z diuna lyncza, ktorej nie akceptuje jako film w jego "calosci", ale przed pojedynczymi scenami padam z zachwytu na kolana.
Dużo jestem w stanie zrozumieć, posługując się wyrozumiałością dla odmiennie funkcjonujących, takich jak terroryści islamscy czy rowerzyści ze słuchawkami w uszach. Ale ludzi, którzy nie czytali Moore'a, a wypowiadających się na ten temat z pewnością, że pewnie by się porzygali nie skumam nigdy...
forma wypowiedzi gascana moze byc denerwujaca, ale jestem w stanie go zrozumiec, bowiem, o ile nie jest sie "zniewolonym" przez wykonywana profesje, ktora nakazuje znac klasyke i takie tam, nie nalezy meczyc sie z rzeczami, ktorych po prostu nie ma sie checi znac (czytac). no bo po co to robic? przeciez byloby to sprzeczne z podstawowa funkcja komiksow, jaka jest po prostu rozrywka.