W ramach przedsmaku przed "Elektrą Assassin" chapnąłem sobie zaległość z WKKM, czyli "Daredevil: Naznaczony śmiercią" McKenziego i Millera.
Parę lat temu zapoznawałem się z tomami "Daredevil Visionaries by Frank Miller", ale - przyznam - ten album (wydany tam jako t. 1) sobie odpuściłem. Pomyślałem, że nic nie stracę, rezygnując z wczesnego Millera z końca lat 70. i "jakiegoś" McKenziego. Ale to pomyłka! Tom wydany jako "Naznaczony śmiercią" jest dobrą uwerturą do właściwego runu Millera. Zaryzykuję nawet więcej:
- Zeszyty pisane przez McKenziego są pod pewnymi względami lepsze, niż pierwsze autorskie zeszyty Millera. Przedsmak tego mięliśmy już w tym tomie, gdzie - moim zdaniem - słabiej (bardziej chaotycznie i infantylnie) prezentowały się zeszyty 165-166, które panowie pisali razem.
- Po drugie, mogę potwierdzić opinię, że współpraca z McKenziem faktycznie naprowadziła Millera na "właściwą nutę", na jaką pisał i rysował później swój run. DD McKenziego to już nie jest wariacja na temat Spider-mana z bandą wyjątkowo dziwacznych przeciwników. To komiks o mężczyźnie z rozterkami, osadzony "blisko życia", nawiązujący do kina gangsterskiego i kryminalnego w jego postaci z lat 70. (a myślę, że popularność "Rocky'ego" i innych filmów bokserskich z tamtych lat też miała tu swój udział).
- Po trzecie, mamy tu świetny wgląd w najwcześniejszy styl graficzny Millera. Patrząc na całość jego pracy nad "Daredevilem", widzimy jak szybko i wręcz dramatycznie, zmienia się jego kreska. W pierwszych zeszytach "Naznaczonego śmiercią" jest jeszcze bardzo "staranna", klasyczna - choć już charakterystyczna. Zdziwiła mnie wręcz realistyczna skłonność do dbałości o detale i tło. Pod koniec tego tomu mamy już właściwie Millera z "Wolverine" Claremonta - z wyraźną geometryzacją, umiłowaniem pustej przestrzeni i bardzo silną ekspresją sylwetek. Potem styl Millera będzie się znów nieco komplikował, oscylował trochę w kierunku karykatury, by pod koniec runu osiągnąć kształt znany nam m.in. z "Ronina"...
Tym samym, bardzo to była pożywna i ciekawa lektura, a dla mnie osobiście - ważna zaległość.