Zamulę trochę wątek, ale odczuwam potrzebę zrzucenia ciężaru z wątroby: mielę powoli "Deathlok" i nie widzę w nim prawie żadnej wartości dodanej. Może w czasie premiery to było "coś". Nie wiem. Natomiast dzisiaj ładu i składu w tej historii nie widzę większego i tak naprawdę jak dla mnie to jest słaby eksperyment. Niektóre motywy (
np. wyliczanie procentów do "n-tego miejsca po przecinku") przypominają mi nieco pierwsze zeszyty X-Men gdzie mutanci mieli życie rozpisane co do minuty - i jedno i drugie jest równie głupie.
Biorąc pod uwagę, że to lata 70-te to jakimś tam plusem może być fakt, że "klimatycznie" (aczkolwiek to może być przesadzone słowo, bo klimatu tam za grosz) przypomina mi to (sam nie wiem dlaczego) "Ucieczka z Nowego Jorku". No i strzelanki z przełomu lat 70-tych i 80-tych na Spectrumnę, Atarynkę i podobne przedpotopowe maszyny (wręcz odnoszę wrażenie, że mapki do tych gier były rozpisywane na bazie "Deathlok`owego" Manhattanu
).
Ale pod względem fabularnym jest równie "interesująco" jak w tych grach. Ok. Dobrnę z tym do końca, bo nie mam zwyczaju nie doczytywać historii, ale uważam, że to jeden ze słabszych tomów Kolekcji. Takie w sumie nie wiadomo co, które nie bardzo wie gdzie chce iść (
no i jeszcze ci kanibale włóczący się po mieście - odnoszę takie wrażenie, że NY zamieszkują wyłącznie ludożercy i rodzina Cyborga).
Słabe to. Choć faktem jest również, że to inna słabość niż taki Morales. W "Deathlok" ktoś przynajmniej próbował czegoś (podejrzewam) oryginalnego. Tyle, że nie bardzo wyszło. Albo brzydko się zestarzało.
Mam nadzieję, że "Marvel Horror" będzie lepsze, bo dwa paździerze pod rząd to będzie ból głowy.