Przeczytałem "Wieżę..." do której po opiniach tutaj zamieszczonych podchodziłem jak do sfrustrowanego, głodnego jeżozwierza, ale pomijając słabe rysunki historia jednak nie dołowała jakoś bardzo poniżej przeciętność. Inna sprawa, że marzy mi się po cichu, żeby w ramach kolekcji pojawiło się kiedyś coś co w latach 90-tych biło po głowie, gdy człowiek był młody i naiwny. Jakiś Bane albo inny Riddler.
Generalnie jak się spodziewałem JL nie robi na mnie większego wrażenia i do sierpniowej Wonder Kobitki wezmę może jakieś trzy numery.
I teraz: "Luthor", który ukazuje się w maju to coś dobrego i wartego 40 złotych w ramach tej raczej słabej jakościowo kolekcji czy nic ciekawego?
Proszę o opinie tych, którzy czytali. :P