Przeczytałem też tomik o "Harley Quinn" (Preludia i suchary).
Jak ktoś lubi lekki komiks superbohaterski o zacięciu komediowym, to powinien być zadowolony. Mi się to czytało nawet lepiej, niż się spodziewałem. Choć WKKM "She-Hulk" > "Harley Quinn" WKKDC (głównie ze względu na jakość rysunków, ale też pomysł na serię).
W "Harley" uwagę moją zwróciła ciekawa strategia realizacyjna. Wydawałoby się, że komiks ten powinien odznaczać się jakąś pikanterią i choćby zamaskowaną ale jednak lekko świrniętą erotyką. Tymczasem w warstwie fabularnej aspekt ten został kompletnie pominięty. A przecież Harley to skrzywiona psychicznie przestępczyni, opanowana obsesją seksualną na punkcie psychopatycznego mordercy. I totalnie nic! (prócz jakiegoś suchara na temat silikonowych implantów). Ile to się twórcy musieli natrudzić, aby historię Harley tak poprowadzić, by wszystkie "pułapki seksualności" bohaterki wyminąć! Miałem trochę wrażenie, jak przy oglądaniu filmu "A.I.: Sztuczna inteligencja" w wątku z androidem-żigolakiem (Jude Law). Reżyserował Spielberg i wiadomo było, że do niczego nie może dojść i wszystko pozostanie zapięte pod samą szyję.Żeby było dziwniej do historii o Harley dobrano rysunki Terry'ego Dodsona (lepsze niż w "Wonder Woman" ale nadal nie w moim guście), który bohaterki obdarzył maksymalnie wyolbrzymionymi walorami superbohaterek i rysował je praktycznie nagie - choć oczywiście w trykotach. Ich ciała - w dziwnych, wyprężonych pozach - zostały odczłowieczone i w efekcie ogląda się to jak komiks o wystawie dmuchanych lalek...
Osobliwe doświadczenie.