Podsumowanie poprzedniego miesiąca. Wrzesień jakby miesiącem "polskim", plus nadrabianie Conana ale ten jest poza wszelką konkurencją a i już o nim pisalem:
1. Najlepszy przeczytany:
"Relax - Antologia Opowieści Rysunkowych" tom 1 i 2, autorzy różni. W czasach wydawania oryginalnego Relaxu pojawiałem się zaledwie w planach, toteż nie miałem za bardzo okazji zapoznać się z oryginałem, owszem x lat później wpadło w moje ręce kilka archiwalnych numerów, ale szczerze mówiąc średnio je już pamiętam, toteż jako miłośnik wszelakich wykopalisk, byłem bardzo ciekawy w/w zbiorków. Nazwiska autorów pojawiające się w antologii to prawdziwa ekstraklasa polskich twórców Rosiński, Christa, Wróblewski, Polch , Baranowski a także zapewne mniej znani młodszemu czytelnikowi Szyszko czy Parzydło. Wybór tematyczny opowiadań to istny galimatias tzw. od sasa do lasa, mamy tu i komiksy wojenne,przygodowe, satyrę i fantastykę, obyczajowe, historyczne itd itp. Naprawdę jest w czym przebierać i dla każdego coś miłego się znajdzie, podczas lektury widać jak na dłoni dlaczego gwiazdy naszej sceny komiksowej zostały gwiazdami, komiksy Rosińskiego natychmiastowo przykuwają uwagę świetną kreską i przestajemy się dziwić dlaczego ten akurat rysownik zainteresował swoim dorobkiem Belgów od niego dostajemy serię krótkich historycznych wyrywków z historii Polski, stanowiących jawną wprawkę do Thorgala, a także przygody protoplasty Yansa, który również podróżuje w czasie. Wróblewski w swojej wysokiej formie z rozpoznawalnym na pierwszy rzut oka przyjemnym realistyczno-kreskówkowym stylem (tu trzeba powiedzieć, że komiksy przez niego rysowane są najmocniej nacechowane czerwoną propagandą, czyżby najłatwiej jego było przekonać do podpisania się swoim nazwiskiem pod partyjnymi scenariuszami, a może wogóle sam był "ideowy"?), całkiem ciekawe graficznie prace Marka Szyszki (totalnie nonsensowna "Tajemnica Kipu", całkiem niezłe fantasy "Pięć Kroków Wstecz" czy jeden z najfajniejszych komiksów w obydwu zbiorach "Konus" w którym tytułowy klasowy frajer dzięki treningom dżudo zdobywa serce szkolnej ślicznotki oraz szacun wszelakich chuliganów i bananowców ze swojej dzielni). Wśród scenarzystów prym wiedzie zdecydowanie jeden z ojców założycieli współczesnej polskiej s-f Stefan Weinfeld wraz z rysowanymi przez Witolda Parzydłę "Opowieściami nie z tej Ziemi" zdecydowanie wzorowanymi na "Dziennikach Gwiazdowych" Lema, "Tam gdzie Słońce zachodzi seledynowo" rysowanymi przez Andrzejewskiego (nie wierzę, że ten nie widział wcześniej Lone Sloane), czy całkiem konkretnej sensacyjnej "Czarnej Róży". Uwagę też zwraca z pewnością Baranowski z Orient Menem, zaskakujące s-f "Spotkanie" Polcha (z podobno mocno wtedy skandalicznym rysunkiem nagiej pary na ostatnim obrazku) i erotyzujące satyry Janusza Christy. Jakość wydania przez Egmont bardzo dobra, powiększony format, ciekawa historia oryginalnego "Relaxu". i wspominki Rosińskiego, Kołodziejczaka czy Birka na temat tego pisma. Brakuje nieco okładek oryginalnych numerów wraz ze spisem treści, zdaje się że mógłby Egmont to dorzucić. Jednym słowem, część z tego materiału już się nieco zestarzała, ale część jest jak najbardziej aktualna i dzisiaj, materiał chyba nie tylko dla miłośników starych pierników ale i dla wszystkich zainteresowanych komiksem jako takim, chyba trochę wstyd nie znać chociaż wybiórczo historii polskiego komiksu. Ja się bawiłem przy lekturze naprawdę nieźle i o ile nie ma się alergii na pojawiające się od czasu do czasu przygody radzieckich partyzantów to brać jak najbardziej. Trzeci tom ląduje na liście do kupienia obowiązkowego, wraz z "Domanem" i "Wehikułem Czasu". Ocena 8/10.
2. Zaskoczenie na plus:
"Osiedle Swoboda tom 1" Michał Śledziński. Twórczość Śledzia nie jest mi zupełnie nieznana, pamiętam gościa jeszcze z pisemek komputerowych oraz miałem w rękach ze dwa czy trzy losowe numery "Produktu", ale Osiedle jako całość było mi raczej obce. Tak czy inaczej sięgnąłem po zbiorcze wydanie "najważniejszego polskiego komiksu lat 90-tych", i czy faktycznie osiedle jest takim komiksem? Nie mam zielonego pojęcia, niewiele czytałem polskich komiksów z lat 90-tych więc nie bardzo z czym mam porównać, ale ten jest faktycznie co najmniej dobry. W skrócie, mamy tutaj historię paczki przyjaciół zamieszkujących typowe szare blokowisko sprzed dwóch dekad, i tutaj trzeba przyznać, że Śledziowi udało się ten klimat odwzorować znakomicie. Od autora jestem nieco młodszy, ale to co widzę na kartach jego komiksu jest dokładnie tym co pamiętam ze swojego rodzinnego domu (może z wyjątkiem łysych dresiarzy notorycznie atakujących całą piątkę, u nas poszczególne grupy żyły ze sobą raczej w zgodzie i nikt nie wchodził sobie w drogę), ba nawet muzyczny gust z autorem mamy bardzo podobny. Miasta wychodzące z szoku po balcerowiczowej terapii szokowej a mimo to panujące dalej wysokie bezrobocie, alkohol i narkotyki na ulicach, obleśne kluby, obleśne sklepiki i obleśna cała reszta a pośród tej obleśności grupka całkiem przyzwoicie (chociaż dosyć stereotypowo) nakreślonych postaci przeżywa swoje wzloty i upadki. Śledziu nie stroni od umieszczenia w swoim komiksie elementów fantastycznych, które jednak wcale nie zaburzają wiarygodności przedstawianego świata, tak samo jak i spora dawka, momentami rzeczywiście zabawnego humoru (chociaż autor do znudzenia atakuje tutaj moherową część społeczeństwa, nie wiem przyjmuję to jako objawy młodzieńczego buntu i podejrzewam, że po tych kilkunastu latach zdążył się zorientować że nie każdej babci należy zabrać dowód. A może i nie). Graficznie, jak wygląda chyba każdy zainteresowany będzie wiedział, mi jego cartoonowo-zinowa z często umieszczonymi na dalszym tle żartami pozornie niestaranna kreska bardzo pasuje (wizualizacja "bitwy" metali z depeszami jest epicka i a jej inspiracja mistrzem Bizem nadto widoczna). Wydanie Kultury Gniewu ładne, niespecjalnie wielki format ale za to trochę dodatków, papier offset, po prostu ok. Nie jestem pewien, czy młodemu czytelnikowi podejdzie aż tak bardzo ten komiks, jego życie wygląda teraz zdaje się inaczej, ale weteranom szlifowania bruków i picia piwa na osiedlowych boiskach mogę tylko i wyłącznie polecić. Ocena 7+/10.
3. Najgorszy przeczytany:
"Ayrton Senna - Historia pewnego mitu" - Lionel Froissart, Christian Papazoglakis, Robert Paquet. Nie, nie jest to komiks zły, ba jest nawet całkiem przyjemny ale jakby nie patrzeć coś musiałem w tym dziale umieścić, posiada on właściwie tylko jedną, ale za to poważną wadę, jest widocznie zbyt krótki. Na 48 stronach autorzy starali się zamieścić najważniejsze momenty z całego życia słynnego kierowcy no i powiedzmy sobie szczerze, wyszło to raczej średnio na jeża i raczej nie mogło wyjść inaczej. Komiks ten wygląda tak, że czytelnik interesujący się wyścigami F1 i znający biografię Senny nie znajdzie tutaj absolutnie nic nowego a czytelnik nie mający pojęcia o temacie, po lekturze chyba niespecjalnie będzie mądrzejszy. Z jednej strony fajnie, że nakreślono takie sprawy jak rywalizacja Ayrtona z Alainem Prostem, która właściwie zdeterminowała jego obraz w świadomości społeczności, fajnie też że wspomniano o takich ciekawostkach jak oskarżenia jego kolegi z zespołu, że inżynierowie Hondy ustawiają swoje silniki pod głównego bohatera (co po wielu latach okazało się prawdą), z drugiej niefajno że "zapomniano" o jego konflikcie z młodym wtedy Schumacherem, który swoimi wypowiedziami podgrzewał jeszcze klimat, o tym że Senna nie chciał startować w czasie feralnego wyścigu a uczynił to pod naciskiem Franka Williamsa i słowem nie wspomniano o katastrofie Rolanda Ratzenbergera, co wydaje się przecież dosyć ważne dla fabuły. Czyli dostajemy garść w większości suchych faktów raczej wszystkich znanym a właściwie niczego się nie dowiadujemy o Sennie jako o człowieku. Co do warstwy graficznej mam mieszane uczucia, rysownikom dobrze się udaje oddać dynamikę wyścigów F1, pędzące bolidy sprawiają dobre wrażenie (aczkolwiek jakby dorzucono jeszcze do nich trochę szczegółów z pewnością bym się nie obraził) a dosyć wiernie oddane tory powodują, że nie mamy problemów z rozpoznaniem danego zakrętu czy prostej, sporo gorzej momentami wyglądają ludzkie twarze, aczkolwiek także raczej nie mamy problemów z określeniem "who is who", toteż tragedii nie ma. Ogólnie oceniam na plus, chociaż mogłoby być lepiej. Wydanie Screamu, pozytywne, spory format, żadnych błędów, krótka charakterystyka bohatera (można było dorzucić listę śmiertelnych wypadków podczas wyścigów jak na mój gust). W podsumowaniu, komiks wiele by zyskał jakby był 2 lub 3 razy obszerniejszy, w formie jakiej wygląda mamy bardziej do czynienia z jakimś jego streszczeniem niż ostatecznym produktem. Dobrze, że Scream szuka swojej niszy oprócz mega-hiper-deluxów za "pińcet" i rysowanej erotyko-pornografii (obydwie rzeczy pochwalam, żeby nie było) i komiksy militarne oraz takie "biograficzne" mogą być strzałem w 10-kę, mam nadzieję tylko że następnym razem lepiej dobiorą tytuł. Na koniec ciężko mi tego komiksu nie polecić bo fan sportów motorowych nie ma na naszym rynku właściwie żadnego wyboru, ja na półce zostawiam jako ciekawostkę, ale oceny nie mogę dać wyższej niż 5/10.
Drugi najgorszy:
"Endorf" Mariusz Moroz. Kolejny komiks, który nie prezentuje się wcale jakoś szczególnie tragicznie, ale słabuje na tle pozostałych lektur z tego miesiąca. "Endorf" to komiks historyczny nawiązujący do wydarzenia mającego miejsce w rzeczywistości czyli zamordowania Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego Wernera von Olserna przez brata zakonnego Jana von Endorfa. Na temat tego co się wtedy wydarzyło naprawdę nie wiadomo właściwie nic oprócz tego, że morderstwo miało miejsce, toteż Moroz przedstawia nam swoją własną wizję wydarzeń. I do tego scenariusza mam spore zastrzeżenia, o ile opowieść sprawdza się jako historia awanturnicza to jakoś nie wydaje mi się aby taki przebieg historii mógł mieć faktycznie miejsce, intryga sprawia wrażenie naprawdę mocno wydumanej. Niewiele dobrego da się też powiedzieć o warstwie graficznej o ile tła miejscami są naprawdę udane (nie jest to poziom Vasco, ale bywa momentami całkiem nieźle) to już twarze postaci są naprawdę paskudne ich proporcje na niektórych kadrach dziwaczne a kolory nałożone komputerem też nie sprawiają dobrego wrażenia, komiks by chyba zyskał jakby wydać go w czerni i bieli a tak to minusik mamy. Wydanie Kameleona całkiem przyjemne, spory format, dobry papier brak widocznych błędów w dodatkach szkice zakonnych rycerzy (aczkolwiek najlepiej by było jakby były przedstawione w formie ukazania struktury całego Zakonu) i opisane to co wiadomo o rzeczywistych wydarzeniach jakie miały wtedy miejsce. W podsumowaniu widać, że przed Morozem jeszcze sporo pracy nad stylem tak rysunku jak i pisania, ale wykorzystanie bardzo ciekawego i nie wiedzieć dlaczego bardzo rzadko używanego w polskim komiksie okresu historycznego ("Dwa Miecze" by się zdały) powoduje, że po następny komiks autora przy sporej promocji być może postanowię sięgnąć. Do poprawki, ale tragedii nie ma. Ocena 5/10.
4. Zaskoczenie na minus:
"Egipskie Księżniczki" Igor Baranko. Komiks nieznanego dla mnie, ale cenionego w środowisku autora, więc oczekiwania spore. No i tak jakby zachwycony się specjalnie nie czuję. Obserwujemy historię tytułowych nastoletnich księżniczek Titi-Nefer i Kiki-Nefer, córek Ramzesa III, które muszą się udać do miasta przeklętego faraona Echnatona, aby otrzymać swoje horoskopy. I cała opowieść trzeba przyznać, jest wciągająca tylko że tam po prostu jest wszystkiego za dużo. Wątków jest tysiąc pięćset a postaci jeszcze więcej na dodatek większość z nich pojawia się bez sensu i znika bez jakiegokolwiek widocznego celu. Na początku mamy mamy wrażenie, że mamy do czynienia z historią polityczno-awanturniczą, później trafiamy w klimaty prusowskiego "Faraona", aby dalej dojechać do mistyczno-magicznych odjazdów. Wykłady z historii starożytnego Egiptu mieszają się ze scenami z pełnokrwistego hollywodzkiego slashera, biblijnymi przypowieściami i filozofowaniem na temat religii i jestestwa człowieka wogóle, co wprowadza straszny galimatias w scenariuszu a rozeznania się w nim wcale nie ułatwia fakt, że obydwie księżniczki są bardzo do siebie podobne ,tylko że jedna ma zęby bardziej jak królik a druga mniej. Ten komiks jest na poważnie o wszystkim i o niczym, można by podejrzewać że autor specjalnie wodzi nas na manowce, ale ja bardziej odniosłem wrażenie, że jemu co chwilę się zmieniała koncepcja tego jak ten komiks ostatecznie ma wyglądać a na dodatek to polubił wymyślane postacie, że postanowił że wykorzysta je wszystkie co do jednej. Graficznie zaś komiks Baranki to absolutna ekstraklasa i nie da się go określić innym przymiotnikiem jak śliczny. Agresywny kontrast między czernią i biel powoduje, że nie mamy problemu z określeniem co właśnie widzimy na obrazku, postacie nie rysowane specjalnie realistycznie doskonale wpisują się w nieco baśniową konwencję a ilość szczegółów na niektórych planszach zamienia je w małe dzieła sztuki. Na plusik też z pewnością obecność gustownej zawsze przeze mnie lubianej nagości. Wydanie Timoffa, mocno budżetowe, papier fajny, ale dodatków zero a komiks jest klejony. W podsumowaniu, przyjemny komiks ale pod względem scenariuszowym dla mnie to rozczarowanie, tym niemniej autor ze względu na niezwykły talent malarski trafia u mnie do folderu "do sprawdzenia". Ocena 6/10.
Drugi na minus:
"Osiedle Swoboda tom 2" Michał Śledziński. Ten zbiór w przeciwieństwie do pierwszego nie zawiera komiksów drukowanych w "Produkcie" tylko osobno wydaną serię. Widać, że autor nie chciał powtarzać swoich poprzednich dokonań i postanowił odmienić wizerunkowo swój tytuł. I jak dla mnie to szczerze mówiąc wyszło raczej tak se. Klimaty obyczajowej komedii schodzą na dalszy plan (aczkolwiek są obecne) a na scenę wkraczają wątki sensacyjne z domieszką superbohaterszczyzny. Sama fabuła jest całkiem ok i nawet wciągająca (wiadomo, że trzeba mocno oko przymrużyć), ale chyba jednak bardziej oczekiwałem zwykłej kontynuacji a nie wywracania konwencji do góry nogami. Nowo wprowadzone postacie całkiem sympatyczne i zabawne (z wyjątkiem tego kretyńskiego czarnego charakteru stylizowanego na Jokera), ale wprowadzane są trochę bez ładu, składu i momentami bez celu. Nie wszystkie są wykorzystywane, tak samo jak i nieco chaotycznie poprowadzone wątki nie zawsze znajdują rozwiązanie. Graficznie też nie jestem do końca zadowolony, sama kreska momentami podobna do tej z pierwszej części, momentami Śledziu pozwala sobie na eksperymenty graficzne, ale niestety całość została pokryta kolorem, który raz nałożony jest mocno średnio umiejętnie, dwa niszczy większość tego "andergrandowego" czaru komiksów zawartych w pierwszej antologii. Wydanie Kultury Gniewu podobne jakościowo do pierwszego z wyjątkiem zamiany papieru na kredowy. Podsumowując, chyba dobrze że autor nie chciał zapleśnieć w swojej strefie komfortu, ale mi nie do końca przypadł kierunek w którym poszedł. Komiks jest ok, ale tylko tyle. Ocena 6/10.