Autor Wątek: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów  (Przeczytany 82886 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline SkandalistaLarryFlynt

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #120 dnia: Marzec 05, 2018, 09:06:50 pm »
To ani jednego, ani drugiego z listy absolutnie nie ściągaj.

Offline LordDisneyland

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #121 dnia: Marzec 07, 2018, 03:48:16 pm »
Jak dziś wyczytałem, marzec jest miesiącem sterylizacji.
Skoro przykułem już uwagę szpaństwa , pora na podsumowanie lektur i nabytków lutego.  18  komiksów przeczytanych, za to tylko 15 kupionych [ a jeden z nich to nawet nie dla mnie, więc nie powinienem go liczyć do statystyk, ale co tam] !!! :D
A zatem postanowienie  zostało zrealizowane  ;)  . Przewaga dobrych lektur, ale chyba nic nie przebiło wrażenia, jakie zrobił na mnie MoonKnight.

1. Najlepszy zakup - z przeczytanych: "Nieśmiertelny Iron Fist t.1". Ostatnia rzecz kupiona w lutym przebojem wdziera się na czoło listy. Trochę ta lektura przypomniała mi ,,kino nowej przygody", trochę filmy biograficzne o B.Lee czy innym YipManie  :) Wysoko uplasował się także drugi tom ,,CzarnegoMłota" [opowieść cały czas trzyma w napięciu, już dziś chciałbym przeczytać kolejną część cyklu].
Z tomów, których nie zdążyłem jeszcze przeczytać, bardzo ciekawi mnie ,,Piaskowa opowieść". Na razie czeka w kolejce.

2. Najgorszy komiks zakupiony. ...jestem dopiero w trakcie lektury, ale męczy mnie ,,Dr.Strange -Odrębna rzeczywistość ". Za dużo tu dla mnie takiego posthippisowskiego, pseudofilozoficznego bełkotu. Twórcy chyba nie do końca byli czyści podczas pracy :)
Rysunki Brunnera- świetne, bardzo ładna kreska kojarząca się z Adamsem, dodatkowy plus za sympatyczne panie i potwory.
Na pewno trudno będzie mi zapomnieć łzy ronione nad jaszczurką. Ech, to były czasy :D

3. Najlepszy przeczytany komiks- ,,Iron Fist", ale bardzo spodobała mi się także ,,Noc ludzi potworów". Cóż , Rossmo i jego rysunki zawsze mi odpowiadali, mimo nie do końca podobających mi się scenariuszy. Spodziewałem się - przeczytawszy kilka recenzji- że kupiłem jakąś kaleką produkcję i komiks tragicznie zły...cóż, odnoszę inne wrażenie, to niezły komiks, kilka pomysłów bardzo mi się podobało.

4. Najgorsza lektura lutego.
Wyjątkowo mamy do czynienia z dwoma komiksami. Najgorszy przeczytany do końca to "JLA-Another Nail". Dopiero teraz zmęczyłem kupiony na forum drugi elseword Ligi. Mam wrażenie , ze scenariusz jest niepotrzebnie przeładowany, z drugiej strony czytelnik po lekturze wzrusza ramionami. Za dużo cukru w cukrze.
Natomiast nie zdołałem doczytać do końca tworu Sugga, ,,Username:Evie".  Rzadko zdarza mi się porzucić książkę w trakcie lektury, nawet najgorsze gnioty staram się dokończyć. No cóż, tym razem się nie udało. Scenariusz i rysunki do niczego. Jedyny pozytyw- nie kupiłem tego cuda, tylko wypożyczyłem z biblioteki. I to tyle. Sugg sucks.

5. Pozytywne zaskoczenie- przygody Żelaznopiąchego, bo nie oczekiwałem zbyt wiele...ale przede wszystkim ,,Niczego nie dotykać" Simsolo i Beziana. Kupiłem po obejrzeniu chyba dwóch plansz i nie żałuję. Scenariusz nie do końca spełnia rozbudzone nadzieje, ale z zadowoleniem dołączyłem komiks do kolekcji.
Cieszy mnie także fakt, że drugi tom ,,GumballKomiks" podobnie jak pierwszy świetnie oddaje atmosferę i humor serialu. Zdecydowanie poprawił mi nastrój- za mało chyba kupuję komiksów oferujących humor i rozrywkę, za dużo tych traktujących o tytanicznych zmaganiach z ekscentrycznymi wrogami i  okrutnym światem, a nawet własnym jestestwem ;)..

6.  Zaskoczenie na minus- "The Unexpected" . Antologie Vertigo zawsze otwierałem z ogromnym zaciekawieniem i wielkimi nadziejami. Tu zabrakło mi komiksów, które w jakiś sposób by mnie poruszyły czy zaskoczyły. W zasadzie oprócz ,,Dogs" i ,,Wallflower" nie mam do czego wracać.
Drugie rozczarowanie - ,,Mydło wczoraj i dziś"- kolejna rzecz, która wyląduje gdzieś z tyłu szafy.
I trzecie- czy tom(ik) ,,PottersField" nie powinien być dłuższy? Miałem wrażenie, że historia się urywa, że powinien nastąpić ciąg dalszy.

Tak wyglądał u mnie komiksowy luty. Nieźle, nieźle, nienajgorzej :D


Co do wyszukiwania szczególików w Top10- kiedy kupiłem tę drugą edycję, nieźle poirytowała mnie zmiana kolorów wiadomych myszy :) Nawet pisałem o tym na forum...mnie samego to zaskoczyło, najwyraźniej jestem do tego komiksu bardziej przywiązany niż sądziłem :) Po namyśle stwierdzam, że zdecydowanie wolę Top10 od Watchmen.
Nie bijcie, noszę pingle  8)
« Ostatnia zmiana: Marzec 07, 2018, 03:56:04 pm wysłana przez LordDisneyland »

Offline laf

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #122 dnia: Marzec 08, 2018, 07:32:28 am »
A ja Strażników w ogóle nie czytałem i tutaj dopiero obawiam się jakiś rękoczynów.  :lol:

TOP 10 to jak dla mnie drugi najlepszy komiks 2017 r. Przegrał z 300 Millera.

Offline misiokles

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #123 dnia: Marzec 08, 2018, 08:00:16 am »
Nie bijcie, noszę pingle  :cool:
Zwyczajny efekt świeżości :) Strażników czytaliśmy wiele razy, poznaliśmy prequele, widzieliśmy ekranizację, naczytaliśmy się kilku dobrych opracowań jak i wielu głupich opinii. A tu nagle dostaliśmy w łapę Top10, inne równie dobre dzieło Moore'a i zaczynaliśmy odkrywać do sami dla siebie, gdyż Top10 nigdy nie doczekało się takiego statusu jak Strażnicy. A wiadomo - jeśli coś sami z siebie odkrywamy to jest o wiele bardziej rajcowne niż rzecz przeczytana z polecanek czy z machiny promocyjnej.
Tak, również przeczytałem Top10 z otwartymi ustami, jak -nieoczekiwanie- dobry to komiks. Zabierając się do Strażników wiedziałem jak dobry to komiks:) Strażników nie polecę nikomu, bo każdy wie, że to dobry komiks - Top10 mogę 'sprzedawać' znajomym i cieszyć się z opinii po lekturze "stary, to było awesome!" :)

Offline LordDisneyland

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #124 dnia: Marzec 08, 2018, 08:38:10 am »
Misioklesie- jednak nie do końca efekt świeżości... I "Strażników", i "Top10" przeczytałem już ładnych parę lat temu, gdy tylko wyszli po polsku- nie wiedziałęm wtedy, że Top10 w pewnym sensie niekompletny... z tym, że ten pierwszy komiks już wtedy był legendą, oczekiwałem czegoś , co powali mnie na kolana. Po latach dopiero sięgnąłem po "VjakVendetta" i "From Hell". O ile faktycznie "Prosto z piekła" było dla mnie wielkim przeżyciem, i do tej pory uważam, że jest to komiks wybitny, jeden z moich ulubionych, to po lekturze "Watchmen" miałem uczucie niedosytu... i mimo, że parę razy jeszcze po ten komiks sięgnąłem, nadal nie żywię wobec niego głębszych uczuć. Natomiast po Top10- zawsze z przyjemnością. Dlatego tak przejąłem się zmienionym kolorem myszy :D I to dwutomowe wydanie z radością uzupełniłem nowym. Nie dość, że dostaliśmy więcej, to jeszcze tamto zdradza już pewne oznaki zaczytania :)

Nawet nie wiecie, jak chętnie bym teraz sobie komplet wydanych do tej pory części "Cinema Purgatorio" przeczytał :D :D :D Głód nałogowca mi się włączył...
No i cieszę się, że jeszcze nie znam kilku rzeczy Moore'a wydanych po polsku- "Ligi 2009" czy dwóch tomów "Nemo". Fajnie mieć coś w zanadrzu, bo mimo irytacji, jaką wzbudzają we mnie poglądy polityczno-społeczne autora, Moore to twórca, którego warto czytać. Bezapelacyjnie  ;-)


PS- aż sprawdziłem, T10 wyszło w 2004- w tym samym roku córka mi się urodziła, a teraz to stara baba już :) Oj, leci ten czas straszliwie :D

Offline Blaksad

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #125 dnia: Marzec 09, 2018, 12:33:24 pm »
Czytał ktoś - Pułapka czasu. Powieść graficzna - będzie film od Disneya za miesiąc. :shock:


Offline SkandalistaLarryFlynt

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #126 dnia: Kwiecień 01, 2018, 06:08:20 pm »
  Czas na świąteczne podsumowanie. Marzec, miesiącem nadganiania kolekcji Hachette

1. Najlepszy:
    "SM X-men". Komiks podzielono na dwie połowy, pierwszą jest dosyć świeża historia "X-Men Sezon Pierwszy" autorstwaDennisa Hopelessa i Jamiego McKelvie, jest skierowana raczej do młodszego czytelnika i...wypada zadziwiająco dobrze nawet czytana przez takiego starego konia jak ja. Komiks do doskonałe wprowadzenie w świat mutantów dla nowego czytelnika, fabułę śledzimy z perspektywy Jean Grey, oglądając jej oczami milowe kamienie w początkach pierwszego składu X-Men, pierwsze treningi, słynne starcie na Cape Citadel z Magneto prosto z pierwszego numeru magazynu, zawiązanie się Bractwa Złych Mutantów czy przygody w Savage World.  A wszystko to przeplatane typowymi elementami teen-dramy w stylu Beverly Hills 90210 czy Dawson's Creek (proszę wybaczyć archaiczne przykłady, nowszych pozycji nie znam), które wypadają naprawdę fajnie, postacie mają różne charaktery (Jean chyba trochę zbyt kochliwa jest, w tych starych komiksach sprawiała wrażenie mocno wycofanej) i różne cele przez co obserwujemy różnorakie zajmujące i co ważniejsze realne interakcje między bohaterami (plus dosyć ciekawa kwestia etyki w wysyłaniu dzieci do walki). Co do rysunków McKelviego mam mieszane uczucia, z jednej strony nieco kreskówkowy styl doskonale pasuje do nastroju opowieści z drugiej co zauważyłem już w Young Avengers facet ma kłopot z dynamicznymi rysunkami, sceny akcji są kompletnie nienaturalne i brak w nich poczucia odwzorowania jakiejkolwiek siły czy prędkości, na szczęście większość komisu to dialogi a tutaj jest naprawdę nieźle, także raczej na plus. Drugą część numeru 12 stanowi absolutny claremontowski klasyk "Bóg kocha, Człowiek zabija" należący do świętej trójcy autora. I w tym przypadku też nie ma mowy o jakimkolwiek zawodzie, może historia o złym, bogatym, białym chrześcijaninie - szurniętym jak marcowy zając Strykerze, w której wszyscy odmieńcy to pozytywne postacie z punktu dzisiejszego czytelnika/widza nie stanowi jakiegoś szczytu oryginalności, ale raz, że w końcu stanowi to podstawę mitologii X-men a dwa za to jak ciekawie jest napisana należą się jej wielkie brawa. Chris Claremont to zaiste jedno z najlepszych piór Marvela. Tym razem do przełożenia swojej historii na obrazy nie dostał Johna Byrne (wielka szkoda) a Brenta Andersona i można powiedzieć, że jego twórczość jest ok i nie przeszkadza (czuć bardziej niż lekką inspirację w/w Byrnem). Jakości wydania kolekcyjnego komentować nie będę jaki jest koń każdy widzi, kilka literówek, jedno czy dwa niezbyt pięknie gramatycznie złożone zdania, ogólnie bez tragedii zwłaszcza za tę cenę. Podsumowując jeżeli założylibyście, że kupujecie tylko i wyłącznie 10 pozycji z kolekcji "Superbohaterowie Marvela" to ten komiks jest absolutnym must have (a kto wie czy i nie w pierwszej piątce będzie). Ocena za całość 8+/10.
   "SM Punisher:Krąg Krwi" drugi najlepszy. Kolejny klasyk z lat osiemdziesiątych (oby jak najwięcej takich) w kolekcji. Pierwsza historyjka to pierwsze pojawienie się naszego ulubionego antybohatera w Spider-Manie w Polsce była już drukowana bodajże dwukrotnie także, nie ma się nad czym spuszczać, jest naprawdę ramotkowo-fajna. Daniem głównym jest o ile dobrze zrozumiałem z przedmowy pierwsza samodzielna miniseria Punishera "Krąg Krwi" napisana przez Stevena Granta i jest to danie ze wszechmiar smakowite. Komiks został stworzony w 86 roku i Frank przypomina już tutaj masowego mordercę, którego znamy i kochamy a jednocześnie widać ze sam charakter postaci dopiero był wykuwany (wejście w jakieś dziwaczne układy z mafiozami, dziewczyna kręci nim jak chce etc.). Zarzutem, jaki możemy postawić autorowi jest to, że wszystko to już widzieliśmy nie tylko w 2018 roku, ale i w 1986. Główna oś fabularna jest napisana wyraźnie pod wpływem "The Star Chamber" Petera Hyamsa i przemieszana z klimatami tanich filmów o mafii i sensacyjniaków z Charlsem Bronsonem (tak jest obowiązkowa końcowa rozwałka w willi czarnego charakteru z jeszcze bardziej obowiązkowym śmigłowcem) i bohaterem odchodzącym samotnie w strugach deszczu. Czyli oryginalności raczej niewiele, ale Grant tak umiejętnie tworzy z tych wszystkich klisz zajmujący amalgamat, że czytelnikowi trudno się oderwać. Za stronę graficzną odpowiada Mike Zeck, jeden z bardziej znanych rysowników zarówno Marvela jak i DC i twórca kilku ikonicznych już okładek. Mi jego praca ogromnie się podoba (zapewne nie tylko mnie), rysunki są proste i czytelne a jednocześnie bogate w szczegóły, równie dobrą robotę robi przy kolorowaniu, jednym słowem ogromny plus. W podsumowaniu jeżeli uważasz, że "Cobra" to lepszy film niż "Szybcy i Wściekli" to kolekcyjny Punisher jest w 100% komiksem dla Ciebie. Ocena:8/10.

2. Zaskoczenie in plus:
   "SM Ludzka Pochodnia". Komiks z serii nie wiadomo czego się spodziewać, postać mimo, że jest jednym z najstarszych marvelowskich superbohaterów zdaje się w Polsce nigdy wcześniej nie wystąpiła. I muszę przyznać, że komiks oczarował mnie od samego początku historia sztucznego płonącego człowieka i jego ludzkiego pomagiera Toro o takich samych mocach jest po prostu wciągająca. W skrócie AIM przejmuje szczątki pierwszej pochodni Hammonda i próbuje wykonać z nich superbroń za pomocą wynajętego Mad Thinkera. Autor scenariusza Mike Carey rozpisał Thinkera odpowiednio dżejmsobondowo-szalono-groźnego, a jego pomocnika mającego jednocześnie stanowić smycz AIMu budzącego na tyle sympatię aby czytelnik zdał sobie sprawę, że nie wszyscy źli, są tacy źli. Wysiłki naszego czarnego charakteru oczywiście przynoszą swoje owoce i okazuje się, że ma on w zanadrzu tajny plan i nie ma zamiaru odgrywać roli zwykłego gościa na posyłki. Niestety w tym momencie zaczyna się robić dosyć głupio Pochodnia zostaje za pomocą jakiegoś płynu stworzonego z jego sztucznych komórek zamieniony w zdalnie sterowany pocisk i wysłany w celu zniszczenia sił powietrznych bodajże Estonii (jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że przeciętny czytelnik nie zdaje sobie sprawy z tego jak wygląda estońskie wojskowe lotnictwo) przy czym okazuje się, że działanie płynu kontrolującego anuluje się przy temperaturze -23 stopni C. A jak najłatwiej znaleźć taką temperaturę w okolicach Estonii? Oczywiście należy wlecieć do Bałtyku. Na dodatek okazuje się, że płyn kontroluje nie tylko Pochodnię, ale też wszystkie istoty żywe i to właśnie się okazuje sednem planu Thinkera, które infekuje wylanym do oceanu płynem stado ryb, które z kolei infekuje przepływającego oczywiście przypadkiem nieopodal Namora wraz ze świtą, który z kolei za pomocą wybekiwanej czerwonej mgły infekuje załogę przepływającego obok amerykańskiego niszczyciela, który udaje się niezwłocznie w kierunku Nowego Jorku w celu uwaga!!! zniszczenia go za pomocą artylerii okrętowej (jakieś 400 lat nieustannego ostrzału i pewnie udało by się dokonać znacznych szkód). Ja rozumiem, że miał to być hołd dla klasycznych historii ze złowrogim planem zniszczenia świata, ale dla mnie jest to jednak zbyt klasyczne i zbyt durne. Tak czy siak obydwie Pochodnie plus F4 likwidują działanie wirusa i ratują świat. Po tym zaczyna się trzecia ostania część komiksu dziejąca się w swego rodzaju hitlerowskim Disneylandzie i jest tak durnowata,że nie może się nie spodobać, na osłodę dostajemy trochę przemyśleń androida na temat człowieczeństwa. Za rysunki odpowiada nie znany mi Patrick Berkenkotter i radzi sobie naprawdę przyzwoicie, kreska jest typowo superbohaterska, przyjemna dla oka z dynamicznie rozrysowanymi scenami akcji, ogólnie naprawdę fajnie jest pod tym względem (z wyjątkiem niszczyciela z 12 działami, które posiadają 6 luf). Suma summarum, żadna rewelacja, ale zaskakujące przyjemnie dobre czytadło 7/10.

3. Najgorszy:
   Królowa jest tylko jedna, "SM Walkiria". Komiks okropny pod właściwie każdym względem. Za scenariusz odpowiada nijaki Cullen Bunn. Zła stara bogata baba wymyśla sobie jakiś tam plan zdobycia władzy nad światem i postanawia sprowadzić na ten świat Panny Zagłady, to jest Walkirie, które przeszły na stronę zła (każda odpowiada za inny aspekt i każda ma swoje imię i fizys tak niezapadające w pamięć jak to tylko możliwe). Pomaga jej w tym zimny i złowrogi najemnik o nie pamiętam jakim imieniu, który jest tak groźny i złowrogi, że na końcu dostaje kopa od dziewczyny i ucieka chyba płakać w kącie. Plany jej pokrzyżują znana skądinąd Misty Knight wraz ze swoją przyjaciółką panią archeolog, które przypadkiem przywołują nasze blond bóstwo w której przyjaciółeczka Misty, która okazuje się lesbijką (zaskoczenie rodem z Marvel Now), zakoc**je się od pierwszego wejrzenia (to dopiero trzeba być zaje...ście powierzchownym). Aby pokonać Panny Zagłady Brunhilda będzie musiała zebrać swoja własną drużynę Walkirii więc po co daleko szukać, skoro pod ręką ma murzynkę bez ręki, kujona w okularach a na szybkim wybieraniu laseczki pokroju Elektry, Storm, Spider-Woman czy pozbawioną mocy Indiankę z New Mutants tak więc drużyna naszych skandynawskich boginek w mocno pokolorowanym składzie (swoją drogą skoro tak nowocześnie jest to dlaczego nie dokoptowali jakiegoś transwestyty? Skoro płeć to stan umysłu to nie mógł Walkirią zostać jakiś gender-bender bohater? Nie ma Marvel kogoś takiego nad podorędziu?), zabiera się z skopanie pup grupie złowrogich duchów, które podobno obróciły wcześniej w perzynę dziesiątki planet a teraz dostają wciry od grupy w większości trzeciorzędnych bohaterek (strasznie cherlawe muszą być te kosmiczne rasy). W czasie ostatecznej rozróby następuje także fabularny twist, którego spodziewamy się mniej więcej od piątej strony.  Rysownikiem jest Will Sliney, doceniam że rysunki starają się nie być typowo-marvelowskie ale mi się osobiście nie podobają, kolejny minus. Ja rozumiem, że Marvel stara się docierać do różnych grup czytelniczych, a nie wszystkie tytuły w kolekcji są równie ikoniczne co "Człowiek bez Strachu" ale umieszczenie w kolekcji tytułu skierowanego do 12-letnich czytelniczek skasowanego po 13 numerach jest dla mnie jako klienta obraźliwe. Nie było nic lepszego z Walkirią? Bez żartów. Ocena 3/10.

4. Zaskoczenie in minus
   "SM Vision". Jestem wizją jutra. Te słowa wryły mi się dziwnie w pamięć, muszę przyznać że obawiałem się już, że nabawiłem się jakiejś nerwicy natręctw chodząc i powtarzając w myślach, jestem wizją jutra, jestem wizją jutra.... Wydaje się, że to doskonale dobrany tytuł do komiksu o istocie, która nie okazała się koniec końców wizją jutra, ale raczej ślepym zaułkiem w ewolucji. Wiem, że tom miał raczej mało pozytywne recenzje, ale muszę przyznać, że postać Visona przypadła mi do gustu i miałem jednak wyższe oczekiwania w stosunku do tego komiksu. Zaczynamy od znanej już w naszym kraju ikonicznej dla Marvela historii powstania Visiona z jedną z najbardziej ikonicznych ilustracji w historii wydawnictwa, płaczącego androida, która do dzisiaj robi wrażenie. Po mocnym uderzeniu przechodzimy do historii głównej i tutaj napotyka nas zawód, tym większy, że spod słabizny scenariusza Geoffa Johnsa prześwitują momenty pokazujące, że mogła być to naprawdę dobra historia, a najbardziej zaszkodziła jej kompresja do ledwie 4 zeszytów. Może gdyby rozbudować tą całą historię, lepiej opisać nić sympatii powstającą pomiędzy obudzonym po 70 latach sztucznym człowiekiem a chłopcem to coś by z tego było? niestety mamy po ciekawym początku 3 zeszyty powierzchownej nawalanki z hitlerowską SI (sic). Graficznie jest bez szału, rysunki Ivana Reisa nie są złe, ale też i nie powalają na kolana. Dziwi trochę półprzezroczysty syntezoid, któremu widać prześwitujące mechaniczne elementy. Przecież on był sztucznym człowiekiem a nie żadnym robotem. Tzn. graficznie to wygląda fajnie, ale ja nie lubię takiego mieszania w podstawach. Końcowa ocena: 5/10. Jestem wizją jutra.

   W tymi miesiącu postanowiłem przyznać również świąteczną nagrodę specjalną a idzie ona do tomu Nick Fury, nie do głównej części, która jest czerstwą, nonsensowną historyjką, ale do pierwszego zeszytu "Sgt. Fury & Howling Commandos". Ta perełka literatury stworzona przez dwie legendy Stana Lee i Jacka Kirbyego jest zdaje się najstarszym komiksem Marvela jaki ukazał się w Polsce i jednocześnie doskonałą rozrywką. Poczytać możemy o przygodach Nicka Fury w czasie II Wojny Światowej a fabuła łączy gagi rodem z Bękartów Wojny z głębią scenariusza Wolfensteina 3D czyli jego brakiem.  Akcje w stylu Dum Duma opadającego na spadochronie i niszczącego granatem lecący niemiecki myśliwiec to betka. Akcja nie zwalnia ani na chwilę a zapewne z powodu zakazu rysowania w komiksach krwi Kirby oznacza liczbę zabitych Niemców liczbą spadających hełmów, a tych spada naprawdę znaczna ilość. Nasza dzielna niezniszczalna drużyna wdzięcznie nazywana przez dowódcę "przygłupami" wspomagana przez seksowną członkinię francuskiego ruchu oporu dla której Stan nie widział potrzeby znaleźć nawet imienia, a której znakiem rozpoznawczym są czerwony beret, blond włosy i niestygnący schmeisser koszą pół hitlerowskiej armii. Osobne wyrazy uznania dla rysunków. Nick Fury (jeszcze z obydwojgiem oczu) nie przypomina tutaj znanego surowego przystojniaka a raczej psychicznie chorą małpę skrzyżowaną z Dzwonnikiem z Notre-Dame. Jednym słowem dla fanów radosnego kampu (ja się uśmiałem do łez) w dziedzinie absurdalna komedia wojenna 9/10. 
« Ostatnia zmiana: Kwiecień 01, 2018, 06:14:32 pm wysłana przez SkandalistaLarryFlynt »

Offline maxim1987

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #127 dnia: Kwiecień 02, 2018, 07:51:17 am »
Pułapka czasu. Powieść graficzna - marne toto.
Dziwny podział na rozdziały, fabuła nie porywa, trochę takie infantylne... Ale może to ja się czepiam - w końcu to komiks na podstawie książki dla dzieci.

Offline laf

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #128 dnia: Kwiecień 03, 2018, 12:03:30 pm »
  Czas na świąteczne podsumowanie.
Widzę, że nadrabiasz kolekcyjne zaległości. Spośród wymienionych przez Ciebie tomów czytałem tylko Ludzką Pochodnię oraz Visiona i zupełnie zgadzam się z Twoją oceną. Ludzka Pochodnia to obok Wojów Trzech największe pozytywne zaskoczenie tej kolekcji, a wizji Johnsa w Visionie zupełnie nie zrozumiałem.
Podszedł mi również stary zeszyt z Nickiem Furym i jego komandosami - też miałem banana na twarzy jak go czytałem. Z kolei główna historia z Nickiem przypadła mi do gustu, ale to też zasługa faktu, że zawsze chciałem się dowiedzieć co tam u niego słychać po wydarzeniach z Tajnej Wojny. I w końcu się dowiedziałem.

Dawson's Creek
Chyba nie dość archaiczne, bo tego to nawet ja nie znam  :lol:

Offline LordDisneyland

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #129 dnia: Kwiecień 03, 2018, 12:26:46 pm »

Cytat: SkandalistaLarryFlynt w Kwiecień 01, 2018, 07:08:20 pm

    Dawson's Creek

Chyba nie dość archaiczne, bo tego to nawet ja nie znam  :lol:

W polskiej wersji "Jezioro marzeń" :) Leciało jakoś na przełomie stuleci...

Tak spojrzałem na listę swoich lektur z marca i już wiadomo, że podsumowanie trochę potrwa... Naprawdę dobry i bogaty w czytelnicze wrażenia miesiąc - Gaiman, Vaughn, Aaron, Willingham, Tomasi, Dorkin, Brubaker, Veitch, Wood, Trondheim,Hickman, Mignola, Orlando, Bendis, Slott...i paru innych scenarzystów zapewniło mi masę przyjemnych lektur,  jest z czego wybierać. Na początek muszę zdecydować, czy 3 tomy Daredevila zrobiły na mnie większe wrażenie , niż dwie księgi Northlanders :D
No kłopot bogactwa po prostu  8)

Offline laf

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #130 dnia: Kwiecień 03, 2018, 02:04:12 pm »
U kolegi @LD jak zwykle obrodziło ilością. Nie wiem, jak Ty to robisz. Przecież doba ma tylko 24 godziny  :eek:

Offline LordDisneyland

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #131 dnia: Kwiecień 03, 2018, 02:36:02 pm »
Raz, że pracuję w domu, dwa, ze względu na stan zdrowia ostatnio nie pracuję, trzy- śpię mało, bo szkoda czasu  8) ...ale fakt, w marcu 33 przeczytane tytuły, sporo jak na mnie. Inna sprawa, że w zeszłym miesiącu przeczytałem tylko jedną powieść {JEDNĄ  :shock: !!!! od kilkudziesięciu  lat nie czytałem tak mało prozy}, to i czasu na komiksowanie się było więcej.

Tak mi się zaczęło wydawać, że jednak idealną dla mnie formą komiksu są TPB a la Vertigo- niewiele się tu zmieniło od lat 90-tych. Papier bez połysku ułatwia mi czytanie, rzecz jest dość lekka, da się bez większych problemów ustawić na półce.

Offline SkandalistaLarryFlynt

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #132 dnia: Kwiecień 03, 2018, 09:29:54 pm »
Nadrabiam, ale średnio mi to idzie. W święta przeliczyłem półki. Zostało mi do przeczytania 10 WKKM, 13 SM i 12 WKKDC. Do tego Conan i Star Wars z których nie przeczytałem jeszcze ani jednego.

Offline LordDisneyland

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #133 dnia: Kwiecień 03, 2018, 11:03:26 pm »
@SkandalistaLF- tylko pamiętaj , trzeba na bieżąco uzupełniać zapasy :) Komiksiarz, który nie ma na półce przynajmniej kilkudziesięciu nieprzeczytanych tytułów, to nie komiksiarz, tylko hohsztapler jakiś :D

Offline misiokles

Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
« Odpowiedź #134 dnia: Kwiecień 04, 2018, 05:35:50 am »
Tru :)

 

anything