Po wymęczeniu całego tomu "Kapitan Marvel" muszę niestety potwierdzić, że jest to jeden z najsłabszych tomów obu kolekcji. Nie "najgorszy" - w sensie jakiś wyjątkowo zły (tu bym miał inne typy), tylko właśnie taki "słaby" - nie mający prawie nic do zaoferowania. Dlatego pomyślałem, by wypisać, co moim zdaniem jest w nim choć trochę wartościowego, bo może ktoś uznać, że jest to właśnie coś dla niego:
1. Lata 70. mimochodem "uchwycone", zwłaszcza w historiach o Hulku oraz Megatonie (kampus uniwersytetu, Greenwich Village, uliczni śpiewacy) - szkoda że słabo narysowane.
2. Niezłe (jakby nieco "europejskie"?) rysunki Pata Brodericka w zeszytach 1-2 vol. 2.
3. Dla miłośników continuity:
- uzupełnienie historii Capt. Marvela, znanej z WKKM o kilka istotnych faktów (przede wszystkim "połączenie" z Rickiem Jonesem - w tym swoiste post scriptum do "Kree - Skrull War"),
- wstęp do genezy Carol Danvers jako Ms. Marvel (zeszyt 18).