Egmont serio mógłby nie lecieć w kulki i wydać ten drugi integral Rozbitków, skoro został właśnie tylko jeden.
Kurczę, tu muszę napisać, że dla mnie tzw. ramotka to określenie na komiks, który się zestarzał, ale lubię ten oldskulowy sposób realizacji komiksów. I taki Luc Orient, czy Bernard Prince pasują mi do tego określenia, a już Jeremiah w żadnym razie, bo to seria niczym nie odstająca (w warstwie literackiej, rysunkowej, tematycznej) od współczesnych standardów.
Jeremiah jest jednak trochę inny niż współczesne frankofony. A Comanche czy Prince (Bernard Prince rządzi, przeczytałem w jeden dzień!) jeszcze inne. Są różne poziomy ramotkowatości.
Często mnie to wręcz przyciąga jak w Valerianie czy Blueberrym, że jest dużo tekstu. Świetnego tekstu - dodajmy. A czasem ta ramotkowatość nieco mi przeszkadza, jak w Vasco, czy w Tintinie. Lubię Vasco, ale raczej musiałem się zmuszać do czytania, żeby później stwierdzić, że dobry komiks. Ale trochę wymęczyłem. A Tintin ma suchy humor. Do Blueberry`ego nie musiałem się zmuszać, dokładnie odwrotnie. Wkurzało mnie, kiedy musiałem przerwać czytanie tego cudownego kawałka literatury. Albo Valerian. Np. wprowadzenia do Witajcie na Alfololu i Abasadora cieni. To się czyta. Dziś już takich komiksów się nie robi.
Orienta nie znam, ale mam nadzieję, że to też taki poziom literatury z dużą ilości tekstu. Może też być tak cudownie przygodowy jak Bernard Prince. Ale proszę, niech nie jest jak Vasco.
Poziomu Bourgeona to się nie spodziewam po nikim, więc nawet o tym nie wspominam. Ziomek jest top 1 we frankofońskim komiksie i tyle.