Co do oceny rysunków możemy się bowiem pięknie różnić, ale fakt, że znasz run Lemire'a i nie zgrzytasz zębami nad tą nieudolną zżynką, unosi mi brwi w zdumieniu. Z mojej perspektywy każda jedna plansza napisana przez Lemire'a i cudownie narysowana przez Sorrentino ma w sobie więcej glębi i wyczucia spraw istotnych dla komponowania fabuł superbohaterskich, niż dowolny zeszyt z tego zbiorku.
Zgadzam się w 100 procentach co do zżynki i ogromnej wyższości runu Lemira nad ta serią. To jest ze 2 klasy niżej, ale dla mnie to ciągle akceptowalny poziom prostego superhero, który mogę przyswoić - takie 3/5 (głównie przez rysunki). Nie jest w żaden sposób wybitny - nie miałem wypieków na twarzy czytając, ale jest po prostu przyjemny (chociaż masz rację, że wątek Dinah i Olivera jest zrobiony strasznie po łebkach i to jest jedyna część, która mnie bolała przy czytaniu).
radość malująca się na obliczach walczących bohaterów pozytywnych na jednym z kadrów blisko końca aż wyciska łzy
Kurde, przypomniałeś mi to
ja chyba wyparłem te uśmiechy podczas czytania, bo są absurdalne - masz rację.
najgorsza pozycja ze znanych mi serii "Odrodzenia". Przy niej "Suicide Squad" to wypelniony najlepszego rodzaju adrenaliną majsersztyk a King piszacy bieżącego "Batmana" staje się niemal Frankiem Millerem
Dla mnie był to pierwszy tomik z Odrodzenia, więc może też udzielił się hurra optymizm nad nowym startem. Skoro Suicide Squad oceniasz lepiej, to może się skusze (odpuściłem po serii z Nowego DC
czytałem 3 tomy niewydane przez E i jeden wydany).