Opowieść ostatniego Iron Fista
Przyznaję wynudził mnie ten komiks. Czekałem na niego z upragnieniem, jednak po lekturze poczułem spory niedosyt. Pierwszy zarzut jaki mogę skierować to obojętność na losy bohatera. Zazwyczaj a w szczególności w gatunku superhero człowiek świadomie czy nie stara się kibicować danemu bohaterowi. Danny Rand jest w tym komiksie nijaki, podobnie jak w serialu zasłania się swoim kodeksem moralnym, ale jego zachowania są po prostu irracjonalne. To w jaki sposób spławia Chińczyków, odsłania wszystkie karty sprawia, że jego ranga jako superbohatera topnieje niczym sopel w słoneczny poranek. Dodatkowo działa pochopnie, bez namysłu, co chwila wpada w pułapki i liczy na kogoś kto go uratuje. Brzmi znajomo? Moża działa u mnie syndrom serialu, powtarzalność wątków, ale w moim przekonaniu komiks się nie broni. Większość albumu stanowi akcja, pojedynki na śmierć i życie - co jednak z tego kiedy nie odczuwam w nich żadnych emocji?
Graficznie nie mam żadnych zastrzeżeń, komiks stoi pod tym względem równym dobrym poziomie. Do gustu przypadła mi zróżnicowana paleta barw. Niestety zarysowana fabuła nie intryguje, a końcówka z jakąś zapowiedzią wyimaginowanego turnieju nie powoduje u mnie chęci zakupu kolejnego tomu.
Czy zachęcam do zakupu? Tak, jeśli lubicie Iron Fista. Tak, jeśli podobał się Wam serial. Ale czy jest to pozycja must have? Na pewno nie.