Kto tak szeroko interpretował politykę? Planton? Arystoteles? Święty Augustyn? Gdzie konkretnie? Brzmiałeś na początku, jakbyś przywracał pojęciu "polityki" jej tradycyjny wielowiekowy sens, więc mniej mnie interesują interpretacje dziejów świata przygotowane przez XX-wieczną jednostkę, a bardziej dowód, że ta myśl przewijała się przez pokolenia, lecz została w pewnym momencie zatracona.
Myśl o antycznej koncepcji państwa jest mi, nie przeczę, poręczna. Granicą, o którą pytasz jest bowiem ta kreślona między starożytnością a nowożytnością. A wspomniani klasycy piszą o jednostce w okowach prawa, norm społecznych i politycznych tak właśnie. (Chyba że źle to czytam).
To w "Kritonie" prawa mówią do Sokratesa: "Czyż nie pierwej myśmy ciebie zrodziły i nie przez nas pojął twoją matkę ojciec twój i spłodził ciebie? (...) Skoroś się urodził i wychował, i wykształcił, to czyż potrafiłbyś powiedzieć: po pierwsze, żeś nie był naszym synem i niewolnikiem - ty sam i twoi przodkowie".
Hegel po części i do tego (choć głownie do "Państwa" wraca, gdy pisze w swoich "Wykładach z historii filozofii" : "Główną myślą leżącą u podstawy Platońskiego państwa jest myśl, którą należy uważać [w ogóle] za zasadę greckiej obyczajowości: że mianowicie tym, co w stosunku do niego ma charakter substancjalny, tym przy czym się trwa, jako przy tym, co boskie, jest życie oparte na obyczajach; tak że dla każdego jednostkowego podmiotu jego celem, jego duchem i obyczajem jest duch, to, co ogólne, a to, czego chce, jak postępuje, żyje i używa życia, ma swoją podstawę i swoje istnienie jedynie w tym duchu - tak że jest to jego naturą, tzn. jego drugą, duchową naturą: to, co substancjalne, obecne jest w podmiotowości jako coś, co istnieje w niej na sposób naturalny jako obyczaj, nawyk".
Publiczną, obyczajową kwestią jest zatem w tym świecie "nasza każda sprawa". Hegel zauważa (i liczne "jednostki" piszące z perspektywy wieków kolejnych), że ta formuła egzystencji i rozumienia istnienia w kontekście społecznym i politycznym jest właściwa dla czasów przednowożytnych. Wiec nieodwracalnej dawności, o którą się dopominasz, jest tu, nie wiem, czy nie nadto. Łatwiej byłoby chyba powiedzieć, że mamy z nimi mniej wspólnego niż z "jednostkami" dwudziestowiecznymi. Tyle że te wykorzystują idee Platońskie wciąż jako punkt odniesienia. I nasze dzisiejsze wszelkie codzienne starania - jednostkowe ale jednocześnie w duchu wspólnoty podejmowane - też. Czasem zresztą ujmowane to jest w negatywny z perspektywy mrocznej dwudziestowiecznej historii sposób (Popper).
Samotność nie wyklucza człowieka z porządku politycznego, ale wiersze do szuflady "wymykają się" i nie są polityczne? Nic już z tego nie rozumiem. Jeśli pewna aktywność "dla siebie" (wiersz do szuflady, aria pod prysznicem) nie są działalnością polityczną, to nie mieszczą się w porządku politycznym.
Odróżniam samotność od odizolowania. Samotność jest stanem, który może rozgrywać się publicznie. Odizolowany skuteczne takiej uwadze umyka i tym samym, jak zauważył Absolutnie, może wypisać się (zostać wypisany) z egzystencji.
Odnośnie jeszcze utartych zwrotów: skoro wszyscy uprawiamy politykę, to wszyscy jesteśmy politykami?
A czy Ci z nas, którzy uczą czegoś swoje dzieci, są w konsekwencji nauczycielami?
I nic z tego nie osiągnąłbyś, gdybyś całego wywodu nie okrasił "polityką", "politycznością" itp.?
Nie wiem, czy nic. Ale na pewno mniej. Nie przerabialibyśmy tej kwestii aż do teraz, gdyby Cię to trochę nie zaniepokoiło. Sens życia ujawnia nam się w formach ekspresji dlań wybranymi. Adekwatnymi bądź nie.