Dawno żaden komiks nie był dla mnie takim zaskoczeniem.
Przekartkowałem ellisowskiego MoonKnighta, patrzę ci ja ...ot, pozornie zwykła bijatyka... następnie siadłem i przeczytałem jednym tchem, za dni parę planuję kolejną, tym razem powolną lekturę, coby mi, panie, żaden szczegół nie umknął. Takie powolne smakowanie
Wciąga jak diabli, mam nadzieję, że kolejne odsłony - i inni scenarzyści- będą trzymać podobny poziom. Znakomita rozrywka.
Nazwisko rysownika jakoś mi się z niczym nie kojarzy, a bardzo mi styl zaprezentowany w MK odpowiada, zwłaszcza w "sennym" zeszycie czwartym.
Przyjemność porównywalna z pierwszym Młotem, choć to rzecz jasna całkowicie różne komiksy...