Czytając "Zagubione dziewczęta" zadawałem sobie pytanie, dokąd ta opowieść zmierza i jaki będzie finał. A finał jest przejmujący, tak jak i sporo wcześniejszych fragmentów. Moore zwyczajowo udowadnia, że możliwości komiksowego języka są niewyczerpane, szczególnie jeśli podrasujemy je intertekstualnością. Przy tym projekcie Melinda Gebbie bez wątpienia jest osobą na właściwym miejscu, chociaż myślę, że to ona wpłynęła w jakimś stopniu na swojego przyszłego męża, aby apetyt seksualny u kobiet pokazał w wymiarze momentami ocierającym się o niezamierzoną śmieszność.
Największy mankament "Zagubionych dziewcząt" to nomen omen zagubiony rytm narracji - raczej chce się rozpatrywać ten komiks jako dzieło podzielone na poszczególne rozdziały, niż jako rozdziały składające się na kompleksowe dzieło. Zresztą podobne odczucie miałem przy "Prosto z piekła".
W polskim wydaniu kolory na pewno mogły wyglądać o wiele lepiej.