Hattrick Kowlaczuka
Nie da się ukryć, że Łukasz Kowalczuk to jeden z bardziej prężnych twórców na współczesnej polskiej arenie komiksowej. Co też dobrze pokazują ostatnie dwa miesiące, kiedy to ukazały się jego 3 komiksy. I po mimo, że tylko część jest premierowa to jednak warto zapoznać się ze wszystkimi, bo każda prezentuje odmienny styl.
„Za późno, by przebaczyć & Rad Erwank”
Dwa komiksy w jednym. Dwa napakowane akcją pastisze ze znanymi motywami z filmów lat 80-90. Takie pierwsze wrażenie można odnieść po lekturze tego komiksu. Ale widać, że twórcy bawią się tymi schematami i stylem jaki przedstawiała kultura tamtych lat. Właśnie twórcy, bo tym razem to nie sam Kowalczuk jest autorem obu historii, a jedynie współtwórcą. W „Za późno, by przebaczyć” jest rysownikiem do scenariusza Michaela Tannera, a w „Rad Erwank” jest tylko scenarzystą, a rysunkami zajął się Jack Teagle. Obydwaj panowie odnaleźli się w stylu (zarówno narracji jak i rysunku) w jakim bryluje Kowalczuk, jednak lepiej pod ty względem wypada Teagle.
Pierwsza historia to kino akcji w stylu „Amerykańskiego Ninji” czy też „Drużyna A” z wyraźnym złym oraz bohaterami, którzy muszą mu stawić czoło. I po mimo sporej dawki akcji i humoru, to sama historia jest prosta oraz mało skomplikowana. I w porównaniu do drugiej opublikowanej w tym albumie wypada słabiej. Na pewno samą historię ciągną do góry rysunki Kowalczuka, które są bardzo dynamiczne.
Nie da się ukryć, że druga historia wypada dużo lepiej, a to dzięki scenariuszowi Kowalczuka, który zaskakuje w każdy możliwy sposób zwrotami akcji. W tym komiksie widać także poza inspiracjami kina syfy lat 80, także inspirację historiami superbohaterskimi, ale w sposób bardzo przerysowany i wyolbrzymiający ich wady i niedopowiedzenia. Jak pierwszy raz przeczytałem tą historię to zapomniałem, że za warstwę graficzną odpowiada inna osoba niż sam Kowalczuk. Jack Teagle idealnie wyczuł styl scenarzysty.
Zdecydowanie polecam komiks. Zawarte w nim obie historię są na tyle krótkie i zwięzłe, że dzięki temu utrzymane jest nieraz zawrotne tempo akcji a tym samym czytelnik się nie nudzi. Nie ma tu zbytecznych zapychaczy, a bohaterowie sią na tyle wyraziści i od razu dają się polubić.
„Cut & Stab”
Padło pytanie czym jest Cut & Stab Kowlaczuka, po przeczytaniu mogę stwierdzić, że to nostalgiczna podróż do czasów dzieciństwa obecnych 30-latów, pamiętających czasy Pegasusa/SNESa (kiedy nośnikiem gier były kartridże), filmy oglądało się na VHSach, a mistrzem wrestlingu był Randy "Macho Man" Savage. Jest to krótka historia dwóch dzieciaków którzy dzięki Macho…, wróć Mucho Manowi, zostają wciągnięci do świata gier i przeżywają tam fantastyczne przygody, będąc ich uczestnikami. Każdy kadr komiksu to nawiązanie do rożnych gier, które w tym czasie królowały na kartridżach. Krótkie i nostalgiczne. Szybko się ogląda, bo tutaj Kowalczuk operuje obrazem, a nie tekstem.
„Nienawidzę Ludzi”
Od tego wszystko się zaczęło. Od tego Kowlaczuk rozpoczął swoją drogę ku wielkości, ale teraz kiedy czytam wydanie zbiorcze (nie miałem przyjemności obcować z formami gazetowo-zeszytowymi) to widać jaką długą drogę twórca przeszedł, jak doszlifował swój warsztat. NL to bardzo zróżnicowany zbiór historii, większość niestety się zestarzała, humor jest prostszy i bezpośredni. Kreska nie jest tak dobra, nieraz trafiają się potwory z brakiem zachowanie proporcji ciała. Większość to jednak jedno częściowe historii, które wyśmiewają bezpośrednio różne motywy kina, gier czy zachowań społecznych. To co akurat twórcy w tamtym czasie przyszło do głowy. Ale tu już widać zaczątki tego co twórca prezentuje dziś, szczególnie w historii Pete’a i Pauliego, która ciągnie się przez kilka numerów, a jest pastiszem kina sensacyjno-gangsterskiego.
Samo wydanie komiksu jest bardzo dobre. Twarda oprawa, format zbliżony do „Vreckless Vrestlers” czy „Za późno, by przebaczyć & Rad Erwank” (dzięki czemu dobrze wygląda to na półce), papier offsetowy, charakterystyczny dla undergroundowych zinów. Polecam przed wszystkim fanom Kowalczuka inni mogą się trochę od tego tytułu odbić.