Kiedyś (późna podstawówka) pożyczyłem komuś czarno-białego Szninkla i słuch po nim zaginął. Po paru latach okazało się, że ma go jeden taki cholerny mięśniak z osiedla, który nawet wiedział, ze to moja własność. Ale jak się rzekło był to mięśniak i do tej pory pluję sobie w brodę, że miałem cykora iść do niego i upomnieć się o swoje. Cholerna nieśmiałość, a może bym nie "dostał w ryja"...