Najlepsze gry RPG (Age of Decadence, Fallout, Arcanum, Betrayal at Krondor, Wizardry, Darklands) nie miały romansów. Przypadek? Nie sądzę.
Romansów nie miało też wiele innych gier z lat (powiedzmy) '90 (z wymienionych przez Ciebie jedynie AoD i Arcanum jest z okresu po 2000, przy czym Arcanum tkwi w latach '90, a AoD zdaje się celowo do nich wracać).
No i w Falloucie 2 romansów może nie było, ale o ile dobrze pamiętam (ileż to już lat...), była możliwość zawarcia związku małżeńskiego.
Wprowadzenie wątków romansowych do gier RPG kojarzy mi się z BG2 jako kamieniem milowym.
Ja generalnie zgadzam się z dra.
Natomiast niezależnie od powyższego uważam, że w praktyce niestety jest tak jak napisałeś - wątki romansowe są robione na odwal się i są słabe. Mając na względzie powyższe ja ostatnio po prostu z nich nie korzystam (inna rzecz, że może po prostu w przeciwieństwie do np. Joe się starzeję).
Ostatnie wątki romansowe, które nie sprowadzały się de facto do randomowego zaru***nia bez lepszego zarysowania warstwy emocjonalnej między protagonistą a towarzyszem, to chyba Yennefer (tu muszę dokonać korekty moich wcześniejszych poglądów), Tali z ME (nigdy z tej opcji nie korzystałem, ale zawsze wydawało mi się, że jest w niej coś więcej) i Bastila z KOTOR (?).
Sorry, ale Wiedźmin 3 jest dobry, ale tylko w kategorii action RPG, koło prawdziwych erpegów to on nawet nie stał.
Miłej dyskusji z dra.
A co to prawdziwy RPG?
Taki, który mu się podoba - przede wszystkim Age of Decadence.