W moim rankingu - jak zwykle - nie biorę pod uwagę wznowień:
1. "Saga o Potworze z Bagien" - piękna historia o nowych Heloizie i Abelardzie, utrzymana w klimacie schyłku epoki kontrkultury, prekursorska wobec komiksów Gaimana, Brubakera i wielu innych obrazkowych opowieści grozy. Do tego znakomita wyprawa na rubieże uniwersum DC. To nie jest najlepsze dzieło Alana Moore'a, ale chyba mi najbliższe.
2. "Fistaszki zebrane" - tradycyjnie uważam "Fistaszki" za najlepszy komiks świata (mogący konkurować jedynie z najlepszymi pracami Moore'a). Poczucie to nie słabnie, a w tym roku ukazał się mój "urodzinowy" pasek oraz historyjki przedrukowywane przed laty w kilku polskich dziennikach.
3. "Daredevil. Nieustraszony" - ciąg dalszy mojego ulubionego runu mojego ulubionego bohatera. Ponowna lektura zmusiła mnie do postawienia historii pisanych przez Brubakera jeszcze wyżej niż Bendisa (dotąd uważałem odwrotnie), co jest tym większym osiągnięciem, że w sensie fabularnym zadanie było trudniejsze. Nie można też nie docenić świetnej oprawy wizualnej Michaela Larka.
4. "Ralph Azham" - w 2018 ukazały się aż dwa tomy serii Trondheima, która nie tylko trzyma poziom, ale w swojej drugiej odsłonie (t. 8-11...) podwyższa poprzeczkę ambicji. Wcześniej było to nowoczesne fantasy o wybrańcu - "Głupim Jasiu" - który pokonuje Zło. Teraz "Ralph" stał się nieprzewidywalną i sarkastyczną opowieścią o Władzy, jej odpowiedzialności i ciemnych stronach.
5. "Zaćmienie" - ponure jak zapita na smutno noc, niezwykle klimatyczne dzieło Brubakera i Phillipsa, tym razem w konwencji realistycznej. Hollywood epoki maccartyzmu dostarczyło mnóstwa klisz do stworzenia noiru, którego nie powstydziliby się De Palma, czy Michael Mann. A jednak mam problem z głównymi postaciami. Jak dla mnie panowie są trochę zbyt papierowi i naiwni. Niemniej komiks świetny.
6. "Berlin" - domknięcie powstającej przez dwie dekady historii nieszczęsnych mieszkańców Berlina z lat 1927-1932. Komiks pouczający choć nie dający recept, aktualny choć nie konstruujący nachalnych analogii, doskonale narysowany choć mało efektowny. Trochę rozczarowałem się, że 3 tom, to już w zasadzie tylko rozbudowany i dość pospieszny (choć godny) epilog. Miejsce na liście jest więc wypadkową jakości całej serii oraz pewnego rozczarowania tomem ostatnim.
7. "Piękna ciemność" - jedna z najlepszych znanych mi reinkarnacji francuskiego surrealizmu z całą jego makabrą, przewrotnością, humorem i nieoczywistą erotyką. Da się tę odstręczającą i fascynującą opowieść zracjonalizować i objaśnić, ale nie chcę. Lepiej trafia do mnie jako zapis koszmarnego snu.
8. "Avengers: Czas się kończy" - Hickman miejscami zbliżał się w tej serii do poziomu lepszych fragmentów "Nieskończoności", a nawet pierwszego tomu "Wszystko umiera". Emocjonowałem się opowiadaną historią razem z bohaterami i bawiłem świetnie. Szkoda tylko, że do pomocy scenarzysta miał zbieraninę raczej marnych grafików (z wyjątkiem Yu, któremu jednak przypadł najmniej ciekawy tom), zaś finał w postaci "Tajnych wojen" był już zupełnie innym komiksem (też przyzwoitym, ale to już nie to).
9. "Wielki Zły Lis" - komiks niby banalny fabularnie i wizualnie oczywisty, a jednak dotyka w nieoczywisty sposób bardzo ludzkich i ważnych spraw tożsamościowych. Pozostaje przy tym lekki, miejscami fantastycznie śmieszny i błyskotliwy. No i atrakcyjny zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Czekam na kolejne dzieła Rennera!
10. "Plastic Man: Ścigany" - wspaniała arcykomiksowa zabawa, godna wszystkich nagród jakie zebrała. Najbardziej urzeka mnie w tym komiksie to, że właściwie wszystko dzieje się tu w warstwie wizualnej - na czele z humorem.
Ponieważ w tym roku przeczytałem wyjątkowo dużo superhero dodaję kilka wyróżnień:
- "Green Lantern / Green Arrow: Włóczęga bohaterów" - za to, że już na początku lat 70. powstawały poprawnościowe minestreamiowe komiksy na rewelacyjnym poziomie.
- "Dr Strange: Odrębna rzeczywistość" - za klimat i grafikę bliską "Sadze o Potworze z Bagien".
- "Elektra Saga" - za pozostanie nieśmiertelnym klasykiem, mimo tego że dalsza część runu jest jeszcze lepsza.
- "She-Hulk" - za wystrzałowe, pokrętne, żenujące i cudowne pomysły oraz grafikę (ale nie za fabułę, czy dialogi).
- "Moon Knight: Z martwych" - za odświeżającą antologię kryminalnych opowieści z dreszczykiem (której poziomu nie utrzymali niestety kontynuatorzy Ellisa z kolejnych dwóch tomów).
- "Thor" - za to, że osławione przejęcie młota przez Thorzycę okazało się całkiem udane i utrzymało moje zaciekawienie serią (choć do poziomu "Bogobójcy" daleko).
- "Jessica Jones: Wyzwolona" - za to, że Bendis pokazał, że po 10 latach pisania podróbek "Strażników Galaktyki" i "X-men" potrafił napisać kryminał w dawnym stylu.
Do widzenia!