no popatrz, zupełnie jak M. Manson....
sorry CSM, nie mogłem się powstrzymać
No, no, no bo zacznę gryźć
Muzycznie mogę się zgodzić, ale tylko jeśli bierzemy pod uwagę ostatni album. Reszta w jego najnowszym dziele to stylistyczna mieszanina Portrait of An American Family z HolyWoodem okraszona tematyką tych Kabaretów, dadaizmu itp. a opowiadająca o rozterkach Mansona w poszukiwaniu nowych środków wyrazu i kryzysie artystycznym, bezkompromisowości i jej konflikcie z próbą sprostania wymogom showbiznesu, o poszukiwaniu, o analogiach, o sztuce jako takiej, o jego relacjach damskomęskich (tego jeszcze nie było u Mansona)...
Jest pewna analogia. Marilyn właśnie doszedł do punktu w którym Korn zaczął się staczać i o tym ten album opowiada. Manson wierzy, że z tego wyjdzie. Z tymże Korn stacza się do jakiegoś czasu, a Manson dopiero zaczął. Co będzie dalej? Jak się potoczą losy tych dwóch kapel? Nie sądzę by Korn wrócił na szczyt. Przed Mansonem jest jeszcze znak zapytania. Niektórzy stracili już nadzieję. Ja nie, choć jest wielce prawdopodobne, że skończy jak Korn.
Ale jego najnowszy album nie jest bez wartości bo opowiada właśnie o tym wszystkim. Wystarczy posłuchać This Is The New Shit, wystarczy dostrzec w całym wieku Groteski autoironię. Złota Era stanowi wartość artystyczną, nie muzyczną, sam do podkreślał. Nie chce mi się szukać cytatów, ale musicie wierzyć mi na słowo. Całą swoją opinię buduję na podstawie wywiadów na przykład.
W zasadzie jednak album jest podstawiony pod publikę. O to chodzi, właśnię widzę Mansona z kaską w ręku śmiejącego się z tych co kupili. Powszechnie chwali się osiągnięciami w sprzedaży itp. Na pytanie "o co k***a chodzi" kwituje wszystko: "Irony, look it up". Uważam, że wszystko... większość jest celowa. Mam do tego prawo: MM napisał, że to czym jego muzyka jest, zależy od tego jak ją postrzegają. Twierdzą, że jest satanistyczna, proszę bardzo, to jest pewnie jej częścią. Twierdzą, że jest komercyjna, proszę bardzo, jest w tym trochę komercji. That's the way of art.
Ja tak postrzegam nowy album i to, że takie przemyślenia się pojawiły po jego przesłuchaniu, to że nie czuję kompletnej pustki, czuję się wbogacony, czuję że coś powiedział choćbym i ja sobie coś dopowiedział jest dowodem na to, że ten album jest dobry. Że ten album jest do mnie. Może nie do ciebie Kormaku, bo nie odnajdujesz w tym nic nowego, ciekawego, ekscytującego ale... ja odnajduje coś swojego. My się z Mansonem poprzez te albumy rozumiemy. To jak telefon, swoista miła rozmowy. Oczywiście czasami jestem zawiedziony, ale generalnie jest dobrze. Zobaczymy co będzie dalej.
A czy śpiewa tak samo? No, na Grotesce ma bardziej zachrypnięty głos... Z głośników dobiega kilka Mansonów na raz, coraz częściej MM śpiewa w wysokich rejestrach, aczkolwiek linia melodyczna jest coraz mniej rozbudowana (vide This Is The New Shit). Zmiany są, niewielkie, ale czuć różnicę jeśli się jest głęboko zaznajomionym z poprzednimi jego dokonaniami.
Dżizas ale się rozpisałem... O Mansonie mógłbym napisać książkę.