Przeczytałem niedawno osiem tomów "Trolli z Troy". Trzeba przyznać, że od czasów "Ogni Askellu" zarówno scenarzysta Arleston, jak i rysownik Mourier zrobili duże postępy. Rzekłbym, iż "Trolle" cec**je niesamowita komiksowa "grywalność" - Arleston nie przynudza ani na stronę, opowiada sprawnie i w szybkim tempie, a styl Mouriera i kolory Gutha nie mogłyby być bardziej atrakcyjne.
Pamiętam jednak, jak wręcz odpychały mnie dwa pierwsze tomy "Ogni Askellu" (w trzecim tomie sytuacja się poprawiła) z powodu cynicznych i bezrefleksyjnych zagrywek Arlestona. Niestety "Trolle z Troy" nie są od nich wolne i to, co niektórzy nazywają tu czarnym humorem, dla mnie jest po prostu tanią, pustą, pozbawioną dobrego smaku zgrywą.
Panie Arleston, czy tak naprawdę jest pan trollem?