Podpisałem te petycję, ale z tego co słyszałem ten pomysł już upadł.
Co do "Justice League" - podobnie jak kolega Szekak jestem bardzo zadowolony. O wiele bardziej od obu części "Avengers", ale może to być podyktowane tym że członkowie Ligi Sprawiedliwości ciekawią mnie znacznie bardziej niż Mściciele. Antagonista tytułowej Ligi jest jedynym poważnym zawodem w filmie. To niestety smutna norma w trykociarskim kinie. Przeciwnicy są umniejszani i zaniedbywani, ograniczani do roli wykrętów fabularnych by bohater zmierzał przez taką a nie inną ścieżkę w trakcie opowiadania historii. Ostatnio przecież były wyjątki - Vulture w "Spider-Man: Homecoming" był dobrze napisany i świetnie zagrany, Hela w "Thor: Ragnarok" była świetnie zagrana, byłem pod jej ogromnym wrażeniem w kinie, a przecież widać że skrypt dla swojej postaci miała raczej przeciętny. Niestety poza dwoma wyjątkami reszta przeciwników w tegorocznych superhero to kolejne zawody - Ares, Ego, i Steppenwolf właśnie ("Logana" nie zaliczam, ponieważ historia kompletnie nie potrzebowała przeciwnika i opowiadało o czymś innym niż popcornowe blockbustery Marvela i DC).
Film postanowił oprzeć wszystko o samych bohaterów i relacje między nimi, co było najlepszym możliwym wyjściem. Nie odczułem aby był pocięty czy chaotyczny. Dostałem składną i uporządkowaną historie o bohaterach których lubię, w dodatku z bardzo dobrą obsadą. Nie mam ani jednego zarzutu to żadnego z aktorów. Może Ben Affleck wydawał się nieco zmęczony rolą, ale nie zepsuło mi to odbioru jego Batmana którego uważam za świetnego już od czasu "Batman v Superman: Dawn of Justice" który jak pewnie większość się zgodzi, filmem raczej świetnym nie był. Na największe oklaski zasługuje Superman - w końcu oddany w klasyczny sposób, pełen optymizmu i nadziei, a nie posępny i monumentalny jak w w "Dawn of Justice".
Ale nie wiesz czy jest słaby dopóki nie obejrzysz, a z tego co wiedzę to większości się podobał.
Opinie wśród fanów są raczej podzielone. Części się nie podobał, części podobał, a inna część ma mieszane uczucia. Ta trzecia grupa wydaje się być najliczniejszą.
Świadomie zrobili z niego pośmiewisko, błazna, słabeusza, starego dziada i wypatroszyli z resztek inteligencji a nawet dobrego poczucia humoru (s
Stanowczo się nie zgodzę. To prawda, że Batman nie był w Lidze tak dobrze pokazany jak w "Dawn of Justice", ale to nadal kawał dobrej roboty. To Batman zebrał tych 5 samurajów, i przewodził grupie. Gdyby nie Batman nie byłoby filmowej Ligi, ani nie wskrzeszono by też Supermana (za jego śmierć odpowiadał Doomsday i Lex Luthor, więc nawet gdyby konflikt Batmana z Superman w tym uniwersum nie miał miejsca, i tak prawdopodobnie Człowiek ze Stali skończyłby tak samo). Do tego dobrze pokazano jego relację z Flashem, dla którego nie był partnerem a mentorem. Ben Affleck to był strzał w dziesiątkę od samego początku, wolę go w tej roli o wiele bardziej od Christiana Bale'a. Przyjąłbym trylogię z Affleckiem w roli Batmana z pocałowaniem ręki.
bardzo mi się podobał taki dystopijny, depresyjny obraz Gotham/Metropolis
Ja jednak jestem zwolennikiem większego kontrastu. Gotham powinno być mroczne i dystopiczne, ale Metropolis od zawsze w komiksach była przedstawiane jako przeciwwaga do Gotham City - jako miasto jutra. Tak samo jak Superman musi być przeciwwagą dla Batmana. W "Dawn of Justice" obaj panowie zlewali się w jedną postać i to był największy problem tej historii.
a nie kolejnym Starlordem czy Deadpoolem ku uciesze gimnazjalistów.
Trochę przesadzasz. Faktycznie żarty u Batmana nie były potrzebne, ale przecież nadal był tym samym Mrocznym Rycerzem, niechętnym do współpracy samotnikiem. Jeśli porównujesz to do filmów Marvela, to bardziej stosownym przykładem byłby ekranowy Kapitan Ameryka. Sztywny, zdyscyplinowany, który czasem zażartuje na potrzeby konwencji obrazu. Kolejnym Star-Lordem co najwyżej może być tutaj Flash lub Aquaman.