Ok, "Man Of Steel" zaliczony. Od razu mówię, że jestem bardzo zadowolony. Nie rozumiem utyskiwań nad tym filmem, bo przecież Snyder zrobił dokładnie to, co z Supermanem zrobić należało - odserowił go, nie popadając zarazem w skrajne urealnianie, które zabiłoby cały fun. Powiedzmy sobie szczerze, Kal-El to jeden z najbardziej serowych bohaterów DC, tym większa radość, że po tym filmie tego nie znać. Historia jest dobra i dobrze opowiedziana, efekty specjalne zapierają dech w piersiach (takiej rozpierrrduchy nie było nawet w Avengersach!), casting był idealny, dlatego wszystkie role przekonują (Russell Crowe i Michael Shannon!), muzyka Hansa Zimmera jak zwykle powalająca. Do tego nieźle pomyślane flashbacki... Cóż, pozostaje mi czekać na sequel!