Zacząłem czytać "Czarne akta" i bardzo mi się podobają. Świetnie się przy nich bawię. W międzyczasie przeczytałem kilka recenzji, w których ten album jest nazywany genialnym, zwalającym z nóg i tak dalej. Podobno ta genialność objawia się na przykład tym, że Moore zaplanował część opowieści w formie 3D... To ja Wam napiszę, że mnie to śmieszy. W 3D to ja mam nawet komiks z "Kaczora Donalda", wydany z 15 lat temu. Nic w tym genialnego, po prostu fajny dodatek, a czytelnicy piszą peany, jakby Alan Moore właśnie wymyślił komiksy w 3D. Niektórzy fani tak bardzo kochają Moore`a, że już chyba nie odróżniają genialnych dzieł od zwykłej zabawy, którą prawdopodobnie najlepszy scenarzysta w historii tego medium, zafundował nam swoją rzemieślniczą pracą. Tu nie ma genialnej, dopracowanej opowieści, typu "V jak Vendetta", czy "Strażnicy", to jest po prostu wiele godzin katorżniczej pracy Moore`a i wrzucania różnych pomysłów, abyśmy mieli zabawę. Super sprawa, została mi jeszcze połowa albumu, ale nie piszcie, że to jest nie wiadomo jaki "Mistrz i Małgorzata", skoro sam Moore - jak przypuszczam po połowie albumu - uważa to dzieło za rozrywkę.
No naprawdę, Moore to szaleniec, mag i geniusz, bo stworzył komiks w 3D. Oh really?
Nie piszę, że "Czarne akta" są gorsze od innych dzieł Maga (sam uznaję rozrywkową "Ligę N. Dż. tom II" za mój ulubiony komiks Moore`a), po prostu uważam je za rozrywkę. Bardzo fajną rozrywkę. Zbiór fajnych dodatków do głównej serii. Modlić się do tego komiksu nie trzeba, ani zapalać przy nim kadzidełka. Można się za to fajnie z Moorem pobawić w jego piaskownicy. Tym bardziej jak się ma w pobliżu łopatkę i grabki w postaci laptopa, wyszukującego nawiązania w Google.