Muszę przyznać, że (podobnie jak Sandman) Mignolaverse testuje moją cierpliwość. To właściwie jedyna mainstreamowa seria, w której kupuję wszystko jak leci. Niestety, ostatnio zdecydowanie nie wszystko, a nawet powiedziałbym mało co, na zakup zasługuje. Ostatnie 2 świetne pozycje to one shot Krampusnacht (rok temu!) i miniseria Koshchei. Poza nimi jest biednie. Nie napawają optymizmem także Hellboy and The BPRD 1956 #1 oraz Crimson Lotus #1. Zwłaszcza ten ostatni. Tragiczne wprowadzenie, totalna dymkoza, której nawet się nie chce czytać, bo nie ma w niej nic co by nawet trochę angażowało, oprócz miliona danych na raz. Efekt? Nawet nie pamiętam co przeczytałem i nie żebym z tego powodu cierpiał. W H. podobnie, choć tam pomaga fakt, że znamy set-up. W obu rysunki tyłka nie urywają, ot zwykły generyczny pop bez charakteru, którego nie ratują nawet kolory Dave Stewarda (też nienajlepsze w jego karierze.
Kupię resztę (no bo skoro wszystko mam, to już byłoby tak głupio) ale na razie nie wyczekuję niczego niecierpliwie. Może winter special kolejny okaże się fajny. Na szczęście główna męczy-buła BPRD się kończy. I szczerze? Nie miałbym nic przeciwko, gdyby Mignolaverse się zatrzymało na 2-3 lata. Może byłaby szansa, by Mike odpoczął i nabrał jakiegoś nowego entuzjazmu a w efekcie, nowych pomysłów.