Doceniam "malarski" styl Grzegorza Rosińskiego, szczególnie, że tutaj jest on bardziej uzasadniony, niż w "Westernie". Ale głównie chciałem o fabule...
Wręcz uwielbiam "zagmatwane" historie z drugim, trzecim dnem, nawet jeżeli odbywa się to kosztem wiarygodności psychologicznej, natomiast nie lubię, gdy są one niedopracowane z logicznego punktu widzenia. W "Skarbku" intryga jest ciekawa, ale ma sporą dziurę logiczną, która trochę psuje mi całą radochę...
Uwaga, SPOILER!
Dziura ta zwie się... Fryderyk Chopin. Delfrance wymyślając swój misterny plan, w ogóle nie wziął pod uwagę bardzo prawdopodobnego zagrożenia ze strony kuzyna Skarbka, który w każdej chwili mógł go zdemaskować jako oszusta. Nawet jeżeli Aleksander nie znał jego nazwiska, łatwo mógł się domyślić, o kogo chodzi (albo po prostu dowiedzieć). Razi to tym bardziej, że Chopin faktycznie okazuje się kluczową postacią. Dlatego też jego przyjazd z Nohant akurat w odpowiednim momencie jest mocno naciągany - gdyby wrócił wcześniej (lub w ogóle tam nie pojechał), intryga Delfrance'a wzięłaby w łeb od razu, gdyby wrócił później (albo wcale), nie powiódłby się plan Skarbka.
O nikczemnym Aleksandrze padają w komiksie słowa: "Ten diabeł nie miał w zwyczaju zostawiania czegokolwiek przypadkowi..." Ale niestety, diabeł też tkwi w szczegółach...