Można tu wypisywą c bez końca, ale podam te które akurat mam pod ręką:
"-Cohen, tam jest stragan z jabłkami. Masz ochote na jablko?
-No, zjadloby sie - przyznal Cohen ostroznym tonem czlowieka, ktory wrecza iluzjoniscie zegarekm, widzac przy tym, z tamten szczerzy zeby i trzyma w reku mlotek.
-Dobrze. Klasa... to znaczy : uwazajcie, panowie. Dżyngis chcialby jablko. Tam oto widzimy stragan z owocami i orzechami. Co Dżyngis powinien zrobic? - Saveloy z nadzieja popatrzyl na swych podopiecznych - Ktos wie? Tak?
- To latwe. Trzeba zabic tego malego... - znowu zaszelescil rozwijany papier - ... faceta za straganem...
- Nie, panie Nieuprzejmy. Ktos jeszcze?
- Co?
- Mozna podpalic....
- Nie, panie Vincent. Jeszcze... ?
- Zgwałcić...
- Nie, nie, panie Rozpruwacz - zaprotestowal Saveloy - Bierzemy troche pie... pie... ?
Spojrzal na nich wyczekujaco.
- ... pieniedzy... - odpowiedziala chorem Srebrna Orda.
- I... ? Co potem robimy? Przeciez cwiczylismy to setki razy. Potem...
To byl trudny element. Pokryte zmarszczkami twarze wykrzywily sie i pofaldowaly jeszcze bardziej, gdy ordyncy probowali wyrwac swe umysly z otchlani przyzwyczajen.
- Da ... - zaczal z wahaniem Cohen.
-Saveloy usmiechnal sie szeroko i zachecajaco kiwnal glowa
-Dajemy? Je ... - wargi Cohena az pobielaly z wysilku - Jemu?
-Tak ! Dobra odpowiedz. W zamian za jablko. O braniu reszty i mowieniu "dziekuje" porozmawiamy kiedy indziej, kiedy bedziecie do tego gotowi. A teraz, Dżyngis, masz tutaj monete. Do dziela.
Cohen otarl czolo. Zaczynal sie pocic.
- A moze pocialbym go choc troche...
- Nie . To jest cywilizacja.
Cohen przytaknal nerwowo. Wyprostowal sie i poszedl do straganu. Sprzedawca jablek ktory podejrzliwie obserwowal cala grupe, skinal mu na powitanie.
Cohen zagapil sie przed siebie. Poruszal bezglosnie wargami, jakby powtarzal w pamieci scenariusz. Wreszcie sie odezwal:
-Hej, tlusty handlarzu, oddaj mi wszystkie... jedno jablko... a ja ci dam.... te monete.
Obejrzal sie. Salevoy wystawil kciuk do gory.
- Chcesz jablko, dobrze zrozumialem ? - upewnil sie sprzedawca.
-Tak!
Sprzedawca wybral jeden owoc. Miecz Cohena pozostal ukryty w wozku inwalidzkim, jednak sprzedawca, reagujac na jakis podswiadomy impuls, zadbal zeby to bylo naprawde dobre jablko. Potem wzial monete, co okazalo sie dosc trudne, gdyz klient nie chcial jej wypuscic.
- No dalej, oddaj mi ja, czcigodny - powiedzial sprzedawca.
Minelo pelne wydarzen siedem sekund.
Kiedy skryli sie juz bezpiecznie za rogiem, salevoy zwrocil sie do ordyncow.
-Uwaga! Kto mi powie, co Cohen zrobil nieprawidlowo?
-Nie powiedzial prosze?
-Co?
-Nie.
-Nie powiedzial dziekuje?
-Co?
-Nie.
-Walnal handlarza arbuzem, pchnal go w truskawki, kopnal w orzechy, podpalil stragan i ukradl wszystkie pieniadze?
-Co?
-Prawidlowa odpowiedz. - Salevoy westchnal - dżyngis, a tak dobrze ci szlo...
-Mogl mnie nie nazwac, tak jak nazwal!
-Ale "czcigodny" znaczy stary i madry, Dżyngis.
-O... naprawde?
-Tak
-No... ale zostawilem mu pieniadze za jablko.
-Owszem, tylko mam wrazenie, ze zabrales wszystkie pozostale.
-Ale za jablko zaplacilem - odparl Cohen troche nadąsany.
Salevoy westchnal ciezko.
- Wiesz, Dżyngis, wydaje mi sie czasem, ze pare tysiecy lat powolnego rozwoju zasad wlasnosci fiskalnej jakos cie ominelo. "
"A TAK, powiedział. MORT. NO CÓŻ, MÓJ CHŁOPCZE, CZY SZCZERZE PRAGNIESZ POZNAĆ NAJGŁĘBSZE TAJEMNICE CZASU I PRZESTRZENI?
-Owszem, prosze pana. Tak sądze.
DOBRZE. STAJNIA JEST NA TYŁACH. ŁOPATA WISI ZARAZ PRZY WEJŚCIU.
Opuścił głowę. Podniósł głow. Mort nawet nie drgnął
CZY JAKIMŚ CUDEM NIE ZDOŁAŁEŚ POJĄĆ MOICH SŁÓW?
-Nie do końca, proszę pana.
GNÓJ, MÓJ CHŁOPCZE. ALBERT MA W OGRODZIE STOS KOMPOSTU PRZYPUSZCZAM, ŻE GDZIEŚ W GOSPODARSTWIE ZNAJDZIESZ TACZKI. BIERZ SIĘ DO ROBOTY"
"Wyglądał na człowieka, który rzuca skarpetkami o ścianę i zakłada te, które się nie przykleiły"
"Klaunowi zjeżyły się włosy. Strumyk wody trysnął z dziurki od guzika.
- Macie... macie zarezerwowany termin?
- Nie wiem. Mamy zarezerwowany termin?
- Mam żelazną kulę z kolcami - odezwał się Nobby.
- To morgenstern, Nobby.
- Tak?
- Tak. To nie to samo co termin. Zarezerwowany termin znaczy, że jesteśmy umówieni na spotkanie, natomiast morgenstern to duży kawał metalu używany do okrutnego miażdżenia czaszek. Ważne, żeby jednego z drugim nie pomylić,(...)"
"-Mamy tu do czynienia ze zboczonym umysłem-oznajmił Vimes
-Nie! Naprawde pan tak myśli?
-Tak
-Ale...Nie...To nie możliwe. Przecież Nobby był z nami przez cały czas."