___________________________________ ___________
Jednym z wielu strachów, przywoływanych radośnie bezmyślnym postępowaniem poprzedniej guwernantki, były niedźwiedzie, które czekały na ulicach, by pożreć dzieci następujące na pęknięcia w bruku.
Susan zaczęła pod swym praktycznym płaszczem guwernantki nosić pogrzebacz. Jedno solidne uderzenie zwykle załatwiało sprawę. Były zdumione, że ktoś jeszcze je widzi.
- Gawain! - rzuciła, zerkając na nerwowego niedźwiedzia, który nagle ją zauważył i teraz usiłował wycofać się nonszalancko.
- Tak?
- Chciałeś nastąpić na to pęknięcie, żebym musiała zbić jakieś nieszczęsne stworzenie, którego jedyną winą jest to, że chce cię rozerwać na strzępy.
- Ja tylko podskakiwałem...
- Akurat. Normalne dzieci nie podskakują w ten sposób, chyba, że biorą środki odurzające.
Uśmiechnął się do niej.
- Jeśli jeszcze raz cię przyłapię na takich słodkich minkach, zawiążę ci ręce na supeł za głową.
Kiwnął głową i poszedł spychać Twylę z huśtawki.
"Wiedźmikołaj"
___________________________________ ___________
Poza tym przyjemnie było słuchać głosików bawiących się dzieci, pod warunkiem, że człowiek siadał
dostatecznie daleko i nie słyszał, co naprawdę mówią.
"Wiedźmikołaj"
___________________________________ ___________
- Mała wbiła sobie do głowy, że w piwnicy czeka potwór, więc idzie się tam, stuka głośno parę razy, gdy dziecko słucha, a potem wszystko jest już w porządku. Dobrze kombinuje ta dziewczyna. Bardzo nowocześnie.
- To właśnie chcesz zrobić? - spytała niepewnie pani Gaiter.
- Tak, proszę pani - odpowiedziała posłusznie Susan.
- Na Io, muszę to zobaczyć. Nie co dzień można spotkać takie pannice, co tłuką pogrzebaczem potwory - oświadczył jakiś mężczyzna zza pleców pani Gaiter.
Zaszeleścił jedwab i wypłynęła chmura tytoniowego dymu, gdy goście wysypali się z jadalni na korytarz.
Susan westchnęła znowu i ruszyła w dół, do piwnicy. Twyla usiadła grzecznie u szczytu schodów, obejmując rękami kolana.
Drzwi otworzyły się i zamknęły.
Nastała krótka chwila ciszy, przerwana straszliwym wrzaskiem. Któraś z kobiet zemdlała, a jakiś mężczyzna upuścił cygaro.
- Nie ma się o co martwić, wszystko będzie dobrze - uspokoiła ich Twyla. - Susan zawsze wygrywa.
Wszystko będzie dobrze.
Usłyszeli stuki i brzdęki, potem jakiś warkot, aż w końcu coś w rodzaju bulgotania.
Susan otworzyła drzwi. Pogrzebacz był pogięty w kilku miejscach. Zabrzmiały nerwowe oklaski.
- Dobra robota - pochwalił jeden z gości. - Bardzo sykologicznie. Sprytny pomysł z tym skrzywieniem pogrzebacza. Pewnie już się wcale nie boisz, co, dziewuszko?
- Nie.
- Bardzo sykologicznie.
- Susan mówi, żeby się nie bać, tylko złościć - wyjaśniła Twyla.
- Ehm... Dziękuję, Susan - powiedziała pani Gaiter, będąca w tej chwili rozedrganym kłębkiem nerwów. - A teraz, eee, sir Geoffreyu, pewnie zechcą państwo wrócić do salonu... to znaczy gabinetu...
Wszyscy odeszli. Ostatnie słowa, jakie usłyszała Susan, brzmiały:
- Wściekle przekonujący ten pogięty pogrzebacz...
Odczekała jeszcze trochę.
- Poszli już sobie, Twylo?
- Tak, Susan.
- To dobrze.
Wróciła do piwnicy, a po chwili wynurzyła się, wlokąc coś wielkiego, kudłatego i z ośmioma łapami. Zdołała jakoś zawlec to coś po schodach i bocznym korytarzem do wyjścia, gdzie wykopała to na dwór. Wyparuje przed świtem.
- Tak załatwiamy sprawy z potworami - rzekła.
"Wiedźmikołaj"
___________________________________ ___________
(...) dzieci nie przejmowały się bezsensownymi groźbami, ale były posłuszne. Zwłaszcza w przypadku gróźb dostatecznie obrazowych.
"Wiedźmikołaj"
___________________________________ ___________