Przespałem się trochę i dochodzę powoli do siebie. Padało dwa z trzech dni a i tak jakimś cudem mam opalony ryj
W ogóle jestem niepodobny do siebie...anyway na pare koncertów udało mi się dotrzeć.
Przede wszystkim Żywiołak na folkowej, który totalnie zmiażdzył. Wiedżmie wokale dwóch panienek, skrzypce, takie coś wielkie na korbe, SŁAWAAAAAA!!! po każdym kawałku i niesamowity klimat. Przez cały koncert takie tabuny kurzu, że zespół tylko momentami widoczny. Jedna z wiedżm w kawałkach z męskim wokalem nawala w tamtam gestykulując jak poparzona. Hitowy Dybuk jeszcze raz na bis. Ogólnie MEGA KVLTUS. Świetliki spędziliśmy w tyskim tak jakoś się złożyło, no a potem Lao Che ze swoją powstaniowo-gospelową mieszanką. Na dęciakach Kochankowie Gwiezdnych Przestrzeni, świetny żywiołowy koncert...ciary na prawie każdym kawałku z Powstania, mogli zagrać Siekiere, ale generalnie to nie musieli...koncert zabił. Drugiego dnia dotarłem tylko na Męską Muzykę i o ile płyta Waglewskich jest bardzo zacna to na koncercie wyszło to trochę nudnawo trzeba przyznać. Badminton rozbujał publikę i to właśnie grali na bis...ogólnie taka rzecz wyszła, że Wagle nie koniecznie nadają się na brudstok. Vadera słyszałem z namiotu, mieli nowego basistę i brak kawałków na drugi bis bodajże, z tego co słyszałem grali Carnala po raz drugi i to bez Mausera bo sobie gdzieś polazł. Ostatni dzień i trzy koncerty..dobijamy do końca. Acids rozpoczęli Ace of Spades a co do dalszej części koncertu to można powiedzieć jedno...Verses Of Steel album. 6 albo 7 kawałków z nowego krążka. Trochę dużo ale nie szkodzi bo co mieli zagrać to zagrali. Był Drug Dealer, The Joker, Proud Mary, Poplin Twist z Olasem na wokalu no i f**k The Violence z refrenem śpiewanym przez cały brudny tłum. Clawfingera oglądaliśmy z pewnej odległości...jak dla mnie to dość jałowe granie, hardkor rap-nu metal czy coś tam...The Stranglers czyli ostatni. Byłem jakoś od połowy, nie załapując się niestety na Golden Brown. Zabili m.in. wałkiem z We don't need no heroes any more (or sth), w refrenie i ogólnie poszaleliśmy trochę...kupiliśy po tyskim i udaliśmy się w kierunku zachodzącego słońca mamrocząc po cichu..."nigdy więcej brudstok"