Skoro dzisiaj się zarejestrowałem, to dlaczegóż nie miał bym napisać swojego pierwszego postu:). Temat nie jest specjalnie intrygujący, przede wszystkim z tego wzgędu, że pan Gemmell nie jest aż tak znanym twórcą książek fantasy w Polsce. Mylić się oczywiście mogę i zapewne to co wyżej napisałem, w większym stopniu okaże się nieprawdą. Biorąc jednak pod uwagę ludzi, z którymi miałem okazję na ten temat porozmawiać, tylko nieliczni mieli pojęcie o istnieniu tego faceta. Inną sprawą jest gatunek. Heroic fantasy nawet dla mnie nie jest czymś szczególnie pasjonującym, bo mimo otoczki, oplatającej całość "Conana", jego wspaniałości i wkładu w literaturę fantastyczną, książki te są w dziwny sposób słabo upowszechnione. Może wzbudzają mniej sympatii? (oczywiście, to tylko moja subiektywna ocena). Otóż mając do czynienia z powieściami Davida Gemmella, nasuwa się jedna myśl - facet potrafi wydobyć wszystko; schemat jego książek jest niebywale spójny, a całość czyta się lekkością puchu:). Ktoś powie, że wszystko pisane jest prostszym językiem... Nie! Prostota w niektórych momentach ukazuje treść w najlepszy z możliwych sposobów. Ktoś powie, że brutalna jatka... Owszem, krew, momentami język, potrafią odrzucić czytylnika. Ale w gruncie nie to jest tutaj najistotniejsze. Czytaliście "Kuzynki" Andrzeja Pilipiuka? W świetny sposób ukazał właśnie takie momenty, w których serce czytelnika zaczyna bić mocniej. Samymi słowami potrafił zaszokować, a zaraz potem odbiec od tematu i - jak to zwykle w takich momentach się robi - uspokoić czytającego. Tak jest również w "Legendzie", gdzie ładunek emocji nie jest wybiórczo porozrzucany, lecz bezustannie się go odczuwa. Wówczas kiedy gaśnie i wybucha z całą swoją mocą. Myślicie pewnie, dlaczego uczepiłem się tej - co jak co - mało znanej książce:). Powodem jest głównie fakt, że nigdzie nie mogę jej kupić, a ciągłe chodzenie do już i tak sfrustrowanej nawałem pracy biblioteki, nie jest dobrym pomysłem:). Na swój sposób powieść mnie urzekła i śmiało mogę powiedzieć, że jest to kawał dobrej prozy. Zaznaczam jedną rzecz: mówię tutaj tylko o "Legendzie", ponieważ rodzaj "techno fantasy", który widniał na jednej z powieści Gemmell'a, jakoś nie specjalnie przypadł mi do gustu i jak to ja, poszedłem obrażony na samo określenie:))))))). Eh, no nic więcej już dodać nie wypada. Może ktoś odpisze na PIERWSZY post nowego użytkownika forum. Pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze nie raz przyjdzie mi podzielić się poglądami, wobec nawału tematów gildii:D.