Okrojony Orwell
A mi się bardziej kojarzył Bradbury, a właściwie Truffaut - pewnie przez te pierwsze sceny z ksiązkami
Mówisz o tym filmie, gdzie strażacy palili knigi, rozumiem? Bo mi się też z tym skojarzyło, jak na początku klerycy (a w ogóle to dlaczego klerycy?) robią nalot na melinę z antykami.
Orwella wymieniłem, bo od razu skojarzyło mi się z wielkim Bratem, którego jak sie okazuje, nie ma. Beznadziejnie przewidywalny koniec filmu. No i w ogóle jeden facet z szabelką obalający cały totalitarny system, to lepsze niż "nocna zmiana", che, che...