Tym razem chciałbym opowiedzieć za jednym zamachem o dówch tomach.
Czemu o dwóch na raz (nie, nie dlatego,że trzeci za krótki na osobny wpis, co zresztą jest nieprawdą) to wyjasnię za chwilę...
Naładowany pozytywną energią po tomie pierwszym zasiadłem do "The Doll's House" z dużym zainteresowaniem i od razu pierwsza historia spełnia oczekiwania z nawiązką.
Coś zupełnie innego, dwie zupełnie obce postaci i niesamowita historia z przeszłości. Niby z niczym nie związana, i do tomu nie do końca pasująca, ale po tym co już wiem jestem pewnien, że gdzieś kiedyś to co tu widze odegra jakąś rolę.
A nawet bez tego bardzo klimatyczna opowieść na granicy fantazji i jakiejś dziwnej mitologii. Osobiście bardzo mi przypominała z jakiś powodów mojego ukochanego "Coyote" Engleharta *(właśnie w tym zakresie mitologii i opowiadania historii sprzed wieków mających wpływ na teraźniejszość, jakiegoś takiego mistycyzmu czy jak to nazwać, nie wiem...)
Potem zaraz tytułowa historia...
Zaczęło się bardzo fajnie...
Okazuje się (co podejrzewałem, i dobrze że się poteierdziło), że to wszystko jest świetnie zaplanowane. Każda z postaci wcześniej pobocznych lub nawet pozornie nieistotnych może potem powrócić i pokazać swój sens.
Podobają mi się te związki między postaciami, podobają mi się ich powroty. To wszystko świadczy tylko o tym, że Gaiman to wszystko przemyślał i pięknie rozplanował. Świat przedstawiony jest wtedy bardziej spójny i mam skłonnośc bardziej wierzyć w to co czytam, w świat tam przedstawiony (pod pojeciem wierzyć nie mam na myśli, że wierzę, ze się to zdarzyło oczywiscie, tylko że wierzę że ten świat przedstawiony działa według reguł, według których został stworzony. Coś, czego nie zawsze doświadczam np.czytając Marvela, niestety)
Niestety sama historia nie do końca do mnie przemówiła.
Początek był obiecujący. pierwsze dwa, no, może półtorej zeszytu czytałem na oparach jeszcze poprzednich doświadczeń. Wtedy minusem jedynym było to. że trochę w pewnym momencie żałowałem, że nie czytałem jeszcze Nemo, ale dzięki temu co Michaś linkował byłem w stanie choć rozpoznać nawiązania
Ale potem coś się popsuło. Nie szło mi tak płynnie... Jakoś się z tymi bohaterami nie połączyłem, nie zaiskrzyło... Denerwowali mnie Ci wszyscy mieszkańcy domu Hala. Nie wiedziałem o co chodzi...
W pewnym momencie z przyczyn poza komiksowych musiałem przerwać lekturę na kilka dni i normalnie byłbym wkurzony i rozczarowany, a tutaj powitałem to jak możliwość oddechu. I nawet czekałem jeden czy dwa dni extra z powrotem z obawy, czy może nie jest tak, ze moje oczekiwania urosły przez te lata za bardzo...
Po powrocie nadal nie bardzo czułem tego całego
konwentu seryjnych zabójców
. Ten Corynthian miał być chyba jakąś tajemnicą, ale mnie się nie chciało jej szukać.
Przed totalną rozpaczą uratowały mnie dwie rzeczy: to że sobie sprawdziłem (bo mnie z neiznaych przyczyn męczyło) kim okaże się kruk matthew (NIESAMOWITY SPOILER ALE TEŻ NEISAMOWITY SZOK!!!!) oraz (co ważniejsze) druga rzecz: znów pojedyncza historyjka o Hobie Gandlingu. To było coś zupełnie innego. Nowy haust powietrza, nowy zastzryk energii. Bardzo fajny pomysł, świetna realizacja. Krótkie, nawet zbyt krótkie, ale magiczne.
Po tym doznaniu potem było już lepiej. Zakończenie Doll's House doczytałem. Nie było fajerwerków, więc postanowiłem się wstrzymać od pisania komentarza. Bałem się defetyzować. Mówię sobie przeczytam jeszcze jedno. Wtedy już na pewno się dwoiem, czy problemem jest ta jedna historia. czy ja.
I bardzo dpbrze sie stało.
Calliope dotyczy znanego w popkulturze problemu niemocy twórczej pisarza po sukcesie pierwszej książki, ale oczywiście z przyczyn oczywistych jest ten tema potraktowany inaczej. Bardzio interesujaca historia, dodająca wiele do nieznanej nam historii Morfeusza.
Od samego początku bardzo lubię 3 siostry bardzio dobrze znane mi z innej, Marvelowskiej wersji
Widzę, ze rola przez nie odgrywana coraz bardziej rośnie. Czekam na więcej, bo coś czuję, ze to nie koniec.
No i te rysunki Kelley Jonesa, które uwielbiam od czasu jego wizyty w polskim Batmanie w 1997 czy 8 roku. Miodzi
Potem moja ulubiona historia z tomu (ta o kotach)
Genialny pomysł, nowe , inne spojrzenie na Sny i ich rolę. Trochę skojarzeń z późniejszą oczywiście Prometheą Moorea' tyle że tam wyobraźnia a ty sen kształtują rzeczywistość
Jak na razie najlepsze co widziałem w Sandmanie
No i teraz mi się oberwie, ale nigdy nei czytałem Snu Nocy Letniej. Nie bardzo więc rozumiałem o co chodzi.
Dla amerykanów u których to jest lektura i dla ludzi bardziej oczytwanych ode mnie to pewnie jakiś tam ważny rozdział. Ja niestety mało z niego wyniosłem poza tym, że po powrocie Shakespeara spodziewam się, ze Heb też wróci. I na to będę teraz czekał bardzo. No, może jeszcze jakby się okazało, ze Lady COnstantine, ta intrygująca osóbka z drugiego tomu, też pokaże się jeszcze... może się dowiemy co takiego robiła na zlecenie Sandmana, a o czym wspomniał w drugim tomie... byłoby super...
No i na koniec znów pozytyw.
Jakiś czas temu udało mi się uzbierać (choć już nie mam tego) sporą kolekcje DC Showcase Presents, której perełką była częśc dotycząca Metamorpho.
Dlatego neispodziewne ponowne spotkanie z Element Girl było miłym pozytywnym zskoczeniem
Lubię takie historie o zapomnianych postaciach. I takie historie o tym, ze posiadanie mocy w normalnym życiu nie zawsze jest takie super i nei zawsze pozostawia bohaterów zupełnie zdorwymi i udzielającymi się społecznie
Bardzo ciekawa hsitoria o Śmierci, bardzo dobrze mis ie ją czytało, i bardzo podobało mi sie zakończnie
Podsumowując: dobrze że poczekałwem z komentarzem do po trzeciej, bo pewnie po drugiej byłbym bardziej krytyczny. teraz czekam na więcej (już podejrzałem co dalej, więc wiem, że coś tam z tej fajniejszej czesci drugiego tomu bardzo mi się przyda
)
Niecierpliwie...