A skoro jesteśmy przy porównywaniu Ameryki i Europy to nie można zapominać, że Ameryka to nie tylko produkcja typu DC, Marvel czy Image, ale także małe wydawnictwa, które od tych powyższych odżegnują się najbardziej jak mogą. Burns czy Spiegelman, żeby zostać przy rzeczach znanych, to przedstawiciele takiego innego komiksu. Radzę zajrzeć na strony Fantagraphics, Top Shelf Comics, Drawn & Quarterly albo Highwater Books, żeby zobaczyć komiksy nieco inne (także od tych z Vertigo). Wątpię głęboko, żeby były tam same artystyczne perełki, ale z pewnością najlepsze komiksy amerykańskie jakie czytałem nie pochodzą z dużych wydawnictw (choć tak naprawdę, mało czytałem). W każdym bądź razie, są to dwa mocno odrębne światy i, o ile się orientuję, środowiska komiksowej alternatywy lepiej się dogadują ze swoimi kumplami zza oceanów, niż z rodzimymi przedstawicielami mainstreamu. Problem polega na tym, że w Polsce, poza Mausem, El Borbahem (i chyba właściwie niczym, jeśli chodzi o rynek europejski) nie mieliśmy do czynienia z komiksami naprawdę spoza mainstreamu. Tymczasem po obu stronach Atlantyku są małe wydawnictwa, które mają ambicje wydawać komiks przez duże K.
Pozdr
Konrad