Czekam na kolejne obniżki i być może kiedyś kupię, ale nim się to stanie, to mam takie pytanie: jak wygląda sprawa z osprzętem w Vegas? Nadal latamy z jednym karabinem przez całą grę, czy jest jakiś fun w całym tym eksplorowaniu i lootowaniu lokacji?
Rzecz niby błaha, ale w Falloucie 3 srodze mnie irytowało to, że całą grę przyszło mi kończyć z "Chinese Assault Rifle" (aka AK47).
W Vegas jest level-scaling?
To jest rozwiązane podobnie, tylko, że zamiast jednego poziomu broni (unikatowy Chineese Assault Rifle i Combat Shotgun przez cała grę), podstawowy zestaw broni zmienia się dwa, góra trzy razy. Mi to nie przeszkadzało, bo ja uwielbiam kolekcjonować unikaty (których w F:NV jest dużo więcej) żeby postrzelać z nich kilka minut i schować do szafy, więc i eksploracja jest dla mnie bardzo satysfakcjonująca.
A skoro grałeś w F3 to powiem tak - F:NV jest w zasadzie taki sam, ale lepszy pod każdym względem. Poczynając od licznych poprawek w mechanice, przez fabułę i wpływ naszych poczynań na świat kończąc na interakcjach z drużyną, New Vegas frustruje mniej a bawi bardziej. Jedyna rzecz przy której można się spierać to klimat - ruiny Waszyngtonu i Metro jako "jaskinie" mają znacznie większy potencjał niż kolejne choć lepiej wypełnione pustkowie, tym razem w Nevadzie.
A, i jeszcze F:NV ma przyzwoity epilog. Bo to co zobaczyłem pod koniec F3 było zwyczajnie obraźliwe dla czasu i wysiłku jaki spędziło się w grze.
No i DLC. W F3 tak naprawdę na uwagę zasługuje tylko The Pitt. W F:NV dużo mięsa poleciało na DLC, a ja lubię wszystkie (choć Old World Blues jest faktycznie najlepszy).
Tłukę teraz w Skyrima i mam wrażenie, że to te same problemy co w F3 - pustka świata (tu zapychaną randomowo generowanymi questami), zestandardyzowana interakcja z innymi postaciami (co z tego, ze jest setka kompanionów, jak niczym się nie różnią?) i ogólne wrażenie, po tym jak blaknie zauroczenie nowością, że ta gra to jest tak naprawdę ciężka praca.