Dokończyłem sobie "Brzoskwinię" i bez względu na to, co by mówić o scenariuszu, rysunkowo to jest maestria. Dlaczego te Japonki – jak Miwa Ueda – tak chętnie garną się do komiksu i tak świetnie sobie radzą z jego tworzywem, a kobiety z ogólnie pojętego Zachodu – już niekoniecznie?
Co jak co, ale nigdy bym nie powiedziała, że kreska Miwy to maestria!
A co do samego tematu, moim zdaniem znacznie większa ilość tworzących kobiet w Japonii wynika jedynie ze specyfiki tamtejszego rynku, co niekoniecznie przekłada się na faktyczną wartością wizualno-intelektualną mang tworzonych przez kobiety.
Na rynku zachodnim zdecydowanie rzadziej, niż ma to miejsce w przypadku mang, trafi się na szmirę stworzoną przez babkę.
Komiks kobiecy w USA istnieje i ma się bardzo dobrze już od kilkudziesięciu lat.
A że w Polsce prawie nie wydaje się komiksów stworzonych przez kobiety nie świadczy o tym, że mało ich rysuje, lecz jedynie o naszym mocno kierunkowym rynku wydawniczym. Oczywista, oczywistość.