Kiedyś "ubawiłem" drużynkę.
Call of Cthulhu lata 1920-30: drużyna jedzie na ciężarówce (na pace) i wtem kompletnie niespodziewanie atakują nas jakieś pełzające glisty (tylko troche wieksze). Ci co się na tym znają zaczynają rzucać granatami. Ja też chciałem pomóc, też "rzuciłem", ale pod nogi...
Z akcji przeżyła tylko moja postać, bo przy upadku miałem wyjątkowo fartowny rzut...
------------------------------------------------------------------------------
Inny kfiatek to sład drużyny, którą graliśmy w warhammera pierwszą edycję, kilka lat temu:
*Chłopak - wieśniak, lekko przygłupi. Tatko i matula mu się spalili razem z gospodarstwem. Jedyną "pamiątką" jest kaczka (żywa) - bez skojarzeń proszę
, z którą nigdy się nie rozstaje. A reszta teamu tylko looka, zeby mu ją podwędzić i zjeść.
*Przerośnięty pastuch. Ponad 2 metry wzrostu wysoka siła fizyczna - pasterz z fujarką. W przybliżeniu Int 15-20. Straszliwie fałszował, ale jakoś nikt nie potrafił mu tego powiedzieć
*Był złodziejaszek, który miał wielokrotnie kłopoty z otworzeniem najprostszego zamka i nie wynikało to z niskich cech czy umiejętności.
*Był też natchniony kucharz halfiński, który przy każdej okazji próbował piec pączki (nic innego tylko pączki) i na wszystkie problemy rozwiązaniem były pączki
Wbrew pozorom bawiliśmy się super włącznie z MG