Trudno pisać o dźwiękach i spektaklu zarazem, ale po występie EN w Stodole przychodzi mi to jakoś łatwo i przyjemnie...Co tu dużo mówić - jestem jeszcze naładowany technopunkową nietzscheańską energią:}EN absolutnie nie zeszli poniżej pułapu, który osiągnęli już dawno temu. To KANON. Ponieważ byli w Polsce po raz pierwszy - przygotowali kilka niespodzianek - zagrali m.in. kawałki zupełnie nieznane specjalnie na tę okazję i na szczęście nie uderzali aż tak często w melancholijny ton. Nie puścili klubu z dymem, nie wywiercili dziury w podłodze (ale na szczęście w mózgach). Była więc improwizacja, happening (od tego się zaczęło), ale także opierdalanie przez Bliksę realizatora dźwięku, bo rzeczywiście spartaczył im (nie do końca oczywiście) chyba z dwa kawałki:} - to chyba nie było częścią szołu, bo dandy rzeczywiście się denerwował... Słyszeliśmy więc dźwięki symfoniczne, industrial w najczystszej postaci (rury, sprężyny, wiertarki nie widziałem, ale były dwie very bizzare perkusje), przestery, riffy...metalowe (?!), cymbałki, radyjko tranzystorowe przepuszczane przez procesory dźwięku, chyba z 50 mikrofonów (jak wiadomo to najważniejszy instrument - vide ODPAD
), dźwięki...folii aluminiowej, szum, no i wokal, wokal, wokal (Blixa to Blixa, nie wiem skąd ten dandys czerpie w tym wieku E). Wszystko rejestrowane i wypalane na miejscu na CD, a całość można było po koncercie kupić za uczciwą cenę (czyli chyba 100 zł ; >). Wpadłem w trans kilka razy, ale generalnie EN jak zawsze jednak mocno intelektualni. Ale przy niektórych dynamitach publika (z przodu jak zwykle) jednak moszowała. Koncert perfekcyjny nie był, ale był przepyszną duchową strawą. Było to co lubię najbardziej - uporządkowany chaos, a tam gdzie sprzeczności tam magia, tak, tak, ci kolesie zapanowali nad materią i nie dali się uwieść bezdusznej technologii. Szkoda tylko, że zagrali tak mało staroci, ale jak powiedział wczoraj Blixa, gdy grają starocie - to czują się staro.
pzdr-bjx:bite: