Jak już wkleiłem swój stary esej do tematu o dowodzie ontologicznym, to w sumie czemu by się nie pochwalić innym owocem moich przeyśleń... (jest to fragment wyrwany z kontekstu, ale nie chce mi się go przerabiać na osobny tekst - rozumowanie i tak nie traci na tym, że zostanie jak jest)
Co było pierwsze - jajko, czy kura?
Zastrzeżenie: podobnie jak większość rozwiązań w filozofii, tak i to odnosi się do szczególnej grupy odbiorców. W tym konkretnym przypadku wystarczy się upewnić, że osoba, której odpowiadamy, wie co to jest teoria ewolucji i zgadza się przynajmniej z jej podstawowymi założeniami. Ponieważ praktycznie każdy potencjalny rozmówca zapoznaje się z nią w szkole, mamy dużą szansę na powodzenie. Jeśli jednak trafimy na jakiegoś niereformowalnego wyznawcę poglądu, że wszystkie gatunki zostały stworzone naraz w jednym akcie boskiego Fiat - trudna rada, trzeba zrezygnować lub na poczekaniu wymyślić jakąś inną odpowiedź. Nie będę jednak tutaj zajmował się takim przypadkiem - przejdę zatem do odpowiedzi dla darwinistów.
Gdy upewnimy się, że nasz żądny wiedzy rozmówca uznaje teorię ewolucji, mamy go już w kieszeni, choć on jeszcze o tym nie wie. Skoro wierzy Darwinowi, musi zgodzić się z faktem, że kiedyś, w nieokreślonej przeszłości, na Ziemi nie było ani kur, ani jajek. Podobnie nie było ludzi, psów czy innych skomplikowanych zwierząt. Były natomiast jakieś jednokomórkowce, które po przebyciu długiej i wyboistej drogi przekształciły się we wspomniane wyżej stworzenia. Teraz - jeśli delikwent jest w stanie odróżnić kurę od, dajmy na to, pingwina, ma pewnie jakieś własne mniemanie na temat cech formalnych (w sensie Arystotelesa) konstytuujących ogólną kurowatość (w jakimkolwiek sensie). Zgodzić się więc musi, że jeśli jakieś stworzenie nie ma choć jednej z tych cech, to nie jest kurą, choćby i posiadało wszystkie pozostałe.
Dygresja: nie czas tu i nie miejsce na dywagacje ontologiczne, więc wszelcy zwolennicy reizmu czy też innych poglądów odbierających im prawo orzekania o czymś takim jak "cechy" proszeni są uprzejmie, acz stanowczo, o dokonanie we własnym zakresie tłumaczenia wszelkich zdań termin ten zawierających na swój bez-cechowy język. Z góry dziękuję. Koniec dygresji.
Wracając do tematu: należy teraz upewnić się, że nasz rozmówca rozumie ewolucję jako proces ciągły, a nie dyskretny, innymi słowy, że nie jest skłonny uznawać, że w ramach doskonalenia gatunkowego pewnego dnia jakiś glon urodził dinozaura, lecz że przechodzenie z gatunku w gatunek odbywało się raczej spokojniej i bardziej płynnie. Do dowodu naszego niezbędne jest też przyjęcie teorii głoszącej, że przodkowie ptaków jako takich byli już jajorodni (jeśli się nie mylę, współcześni naukowcy wywodzą ptaki od gadów, więc nie powinno być z tym specjalnego problemu). Teraz: jeśli zgadzamy się na wszystkie powyższe założenia, można bezpiecznie przyjąć, że istniało kiedyś jakieś stworzenie, będące ptakiem, ale nie posiadające jednej czy też dwóch cech formalnych kurowatości (na przykład pozbawione grzebienia). Nazwijmy je roboczo prakurą. Teraz wszystko już jest jasne, ale z przyczyn formalnych należy dokończyć - prakura zniosła jajko, z którego, na skutek działania procesów ewolucyjnych (w kwestii pojęcia "procesów" patrz dygresja o pojęciu "cechy") wykluło się stworzenie, które z powodzeniem można już kurą nazwać. Zatem pierwsze było jajko. Q.E.D.
Do naszego dowodu można dołączyć dwie wariacje, których wykorzystanie zależne jest od zadanych warunków początkowych. Jeśli pytanie brzmi "Co było pierwsze, kurze jajko, czy kura?" to odpowiedź zmienia się na kurę, bo kura właściwa wykluła się z jajka zniesionego przez prakurę. Jeśli natomiast chcemy być bardzo sprytni i szybko skończyć rozmowę - możemy po prostu celowo pominąć przesłankę entymematyczną pytania i powiedzieć, że jajko było pierwsze, bo jajka były znoszone jeszcze zanim jeszcze na Ziemi pojawiły się ptaki.