skoro podobało się to proszę osceńcie to...
każdy ma jakiś klimat, ten mi odpowiada
KANTARES
Kiedy na planecie Kantares słońce dopiero zaczynało wznosic się w atmosferę planety zaczynały wlatywać pierwsze statki zrzutowe. Duże segmentowe behemoty otoczone były przez nieco mniejsze
promy. Piloci z wprawą płyneli po krawędzi gazowej powłoki planety znacząc ognistą wstęgą ścieżkę przelotu. Nagle potężny promień energii rozerwał jeden statek na strzępy... Rozpoczął się intensywny ostrzał nadlatujących sił Kompani 13tego Dnia. Promy D13 parły naprzód przyjmując bardziej ostry kąt podejścia. Ogień obmywający kadłuby
statków przybrały na sile podczas gdy piloci starali się jak najszybciej wyprowadzić swój ładunek nie mówiąc o własnymtyłku spod skutecznego ostrzału wroga. Kiedy pierwsze statki przełamały się przez zwały gazowej powłoki z demonim rykiem przecieły kłęby chmur i poleciały w kierunku miejsca zbiórki. Kolejno z wyćwiczonym manewrem podejścia statki charakterystycznie podrywały dziób i opadały na trawiaste równiny. Z dużych statków z chrzęstem wyjechały Leman Russy, Chimery i Bazyliszki.
Z mniejszych zaciskając mocno ręce na lasgunach wybiegli gwardziści popędzani przez sierżantów i oficerów. Ostry świst przeciął powietrze w momencie gdy nadlatująca rakieta dalekiego zasięgu uderzyła w startujący prom. Odłamki płonącej maszyny obsypały żołnierzy kiedy biegli naprzód w kierunku linii umocnień które mieli zająć. Nagle z sykiem wylądowały statki kształtem przypominające metaliczne krople. Lotki i osłony stopiły się podczas lotu przez atmosferę. Lekka eksplozja kierunkowa odrzuciła zespolone płyty ukazując gotowe do walki sentinele. Z dwóch ruł wydechowych radośnie wydobyły się pomruki właściwe działającej maszynie. Kiedy 1, 2, 3 i 4 pluton biegli
aby zająć pozycje przy wale ziemnym położonym kilkaset metrów od lądowiska stalowe mechy przebiegły obok nich radośnie podskakując na trudnym terenie. Za nimi na pełnym biegu jechały czołgi i trzymające się ich blisko chimery. Żołnierze dopadli wałów ziemnych.
-Tu porucznik Rage. Tu porucznik Rage. Jesteśmy w punkcie alpha. Melduję obecność altylerii wroga w osobie whirlwindów... Kultyści wspomagani są przez
oddziały chaos marines. Chłopaki ognia!!!- podobny rozkaz szybko padł z ust każdego dowódcy w plutonach piechoty. Głęboki świst doleciał do ich uszu zanim z hukiem salwa bazyliszków uderzyła w pozycje wroga. Jęk metalu obwieścił zdruzgotanie dwóch wrogich maszyn. Ostrzał artyleryjski nie przestawał obsypywać
pola bitwy ogniem aż do skutecznego unieszkodliwienia wszystkich wrogich pojazdów Whirlwind. Ogień bolterów, lasgunów, plazm, autocannonów zasypywał pole bitwy.
Przed kompanią rozciągało się 200m zasieków i okopów wroga za którymi wznosiły się trzy bunkry.
-Dobra bierzemy ich. - wrzasnął sierżant Marco Brigand -Ogieńzaporowy!!!-
1 i 3 pluton uzbrojeni w najsilniejszą broń wzmorzyli ostrzał przeciwnika podczas gdy 2 i 4 pluton w asyście czołgów i chimer ruszyli naprzód. Od razu pierwszy oddział dostał się w krzyżowy ostrzał heavy bolterów, żołnierze padali na ziemię tworząc kałuże krwi po których biegli ich kompani. Leman russy odpaliły świece dymne i śpieszyły naprzód strzelając z ciężkich bolterów. Zasieki jęczały pod ich gąsienicami. W obliczu pozornego chaosu widać było manewry wojsk. Piechota
biegła kryjąc się za ciękimi maszynami, zajmowali każdy okop z którego udało im się wyprzeć nieprzyjaciela. Na połowie dystansu do nieprzyjaciela pierwszy Leman Russ zatrzymał się powstrzymany dwoma wiązkami laseru wystrzelone z dreadnoughta. Sentinele nie postrzeżenie wykorzystując uwagę przecwinika skupioną na ciężkich pojazdach
wysunęły się naprzód atakując z lewej flanki. Biegnąc ich multi-lasery i rakiety hunter poleciały w kierunku nowego zagrożenia. Zmasowany ostrzał dosięgnął dreda. Bestia dostała prawie każdym strzałem chwiejąc się lekko. Rycząc wściekle porzuciła swoje miejsce obronne i rzuciła się w pogoń za sentinelami, które zręcznie zawróciły i ruszyły spowrotem chowając się za występami co nie pozwoliło rozszalałemu chaośnikowi namierzenie ich. Z płonącego lemana wyskoczyło kilka osób ale celny ogień wroga nie pozwolił im na jaki kolwiek dalszy udział w walkach.
- Naprzód!!!- krzyczeli dowódcy plutonów. Kapitan Robert Draconis widząc jak jego żołnierze padają na ziemię w okopie, pełni rezygnacji i strachu, wiedział że jeśli tu zostaną to zginą. Szybko wyskoczył z okopu doskonale odłaniając się dla strzelców. Kiedy wokół niego szalał rój kul on popawił rzemień na włosach i wydał rozkaz do szarży.
Żołnierze widząc jego beztroski gest wstali na rozkaz i z piekielnym krzykiem ruszyli naprzód. Nie było to żadne hurra a ni nic w tym stylu. Krzyczeli z żalu, rezygnacji z chęcipomszczenia kompanów. Przebiegli obok dowódcy HQ swojego plutonu wiedzeni przez sierżantów. Nikt nie zauważył jak cztery kule trafiły w ramię Draconnisa. Padł do tyłu, bolt pistol wyleciał mu z dłoni...
-Ściągnąć tego skurwysysna!!!- krzyknął pułkownik Abrams do support squadu. Chwila przemieszczenia ciężkiej broni i już dwie wiązki lascannonu i rakieta pomknęła w kierunku chos dreadnaughta.
Znów pociski trafiły bezbłędnie. Walker odwrócił się powoli z zimnym zamiarem zabicia wszystkich którzy mu przeszkadzają w zabijaniu. Skierował w ich stronę sprzężony lascannon, ale pociski zrobiły swoje.. Po broni zostały tylko powykręcane stalowe kikuty. Szpon dreda zamknął się w pięść. Najwyraźniej był poirytowany że będzie się musiał fatygować taki kawał drogi. Zanim postawił choć jeden krok serie multi-laserowych pocisków wbiły się w jego nogi. Stalowy behemot był unierochomiony. Jeszcze kilka strzałów z plazm i wściekłe światełko widoczne w jego wizjerze zniknęło.
Nagle przez dźwięki bitewne przedarł się wysoki świst. Jakby nadlatująca rakieta... lecz coś był w niej innego. Nagłe pojawienie się raptorów nie było miłym zaskoczeniem. 6 osobowy oddział błyskawicznie
wylądowało na kadłubie leman russa. Kiedy odlatywali z pojazdu unosiły się kłęby dymu. Raptory wylądował tuż przed szarzującym oddziałem gwardii. 2 pluton stanął jak wryty 4 ruszył lekkim łukiem dalej.
Plutony gardii dobrze wiedziały jaką rzeź potrafiły zrobić osławione raptory. Chociaż ciężki ostrzał teraz ominął miejsce gdzie twarzą w twarz stali raptorzy i pluton 2 to wcale nie oznaczało że mieli większe szanse
na przeżycie.
- No dalej psy Imperatora... strzelcie sob..- nagle okular w jego hełmie eksplodował pod naporem pocisku. Przywódca raptorów osunął się na ziemie niby skarcone dziecko, bez krzyku.
Kapitan Draconis ściskając jeszcze dymiący bolt pistol z zakrwawionym ramieniem stał na szycie okopu.
- Ognia!!!- sierżanci drugiego plutonu zakrzyknęli jednocześnie. Pociski plazmowe, lasguny, promienie melt uderzyły na osłupiałych raptorów. Nim mieli okazję na jaką kolwiek reakcję żołnierze natarli na nich znów prowadzeni przez Kapitana. Na drugiej stronie lini natarcia oddziały w chimerach miały okazję na zblizenie się do pierwszego bunkra. Jadący na pełnym biegu Demolisher wreszcie doprowadził swoje apokaliptyczne działo do miejsca przeznaczenie.
Potężny pocisk wbił się głęboko w betonową ścianę bunkra poczmy eskplodował rorzucając wszędzie odłamki. Pod osłona chmury pyłu chimera z napisem "big boys" podjechała do naruszonej ściany. Za pośrednictwem rampy na pole bitwy wkroczył oddział ogrynów. Bone ead warknął coś do nich unosząc w górę kastet. Ruszyli naprzód biegnąc wprost na naruszony bunkier, nie zatrzymując się prowadzące ogryny w pełnym pędzie uderzyli w ścianę wpdając do bunkra. Po chwili w bunkrze zrobiło się przerażająco cicho. Kilka eskplozji i okrzyk zwycięstwa. Linia obrony wroga zaczynała się walić.
-Pełne natarcie!!!- żołnierze ruszyli naprzód z ocalałych chimer wysypali się żołnierze wściekle ostrzeliwując pozostałe dwa bunkry.
Kultysta w gnieździe karabinowym uśmiechnął się paskudnie widząc że jego heavy bolter położy za chwilę 50 a może nawet 100 słabych człowieczków. "Szczycą się tym że mają Imperatora, głupcy nawet taktyki nie mają" pomyslał zanim kula snajpera nie wywaliła mu w głowie spory ostwór.
Pułkownik Abrams wprowadził do walki resztę żołnierzy. Oddział snajperów mógł teraz skutecznie zdejmować każdy chosowy łeb jaki zobaczy w lunecie. Pierwszy oddział z chimer dotarł na tyłu bunkrów wroga. Za linia bukrów linia okopów była ostatnim bastionem chaosu do pokonania. Szybko rostawili heavy boltery. Silny ogień zaporowy przyszpilił nadbiegające posiłki. Pułkownik Abrams prowadził pierwszy pluton w kierunku bunkrów, 3 pluton zapewniał osłonę. Celne trafienia z ich rakiet skutecznie przyszpilało i oślepiało żołnierzy w bunkrach. Kiedy był w połowie dorgi nagle przez otwory strzelnicze buchnął ogień.
Kolejny bunkier z głowy. Kiedy żołnierze zajmowali się ostatnim bunkrem Abrams z 1 plutonem wspomagali żołnierzy walcząc z pozostałymi siłami chaosu.
WPIS PUŁKOWNIKA ROBERTA ABRAMSA "BITWA O KANTARES"
Lądowanie było ciężkie, straciłem dużo ludzi... dobrych ludzi, jednak udało nam się, przy odrobinie szczęścia uda nam się utrzymać tę placówkę do czasu otrzymania posiłków. Przedstawię do odznaczenia kilka osób... wiem że żaden z nich wprost nie powie mi że tego oczekują... wystarczy mi mina moich żołnierzy kiedy prowadzą ich ci oficerowie, tak samo patrzyli na mnie kiedy zaczynałem karierę, mam nadzieję że dożyją, dają ludziom nadzieję a ta nadzieja trzyma tą kompanię razem, przynajmniej nie załamią się jeśli kiedyś polegnę...
Wiem że to dopiero początek, ta planeta jest przeżarta chaosem do szpiku, jeśli utrzymamy się a inkwizycja nie będzie nas chciała "przesłuchać" to możę wkońcu
odpoczniemu od tej rzezi...
Ok chwilka natchnienia była :P prz czym mówię tak dla pewności że to nie jest battle report