Zachęcony Waszymi opiniami, obejrzałem wczoraj
"Najdalszy (Ostatni?) Brzeg" (oryg. "On the beach"), remake z 2000r. Film faktycznie straszny, ale wszystkich zdołowanych nim pragnę pocieszyć, że większej demonizacji promieniowania nie widziałem w życiu. Innymi słowy, film jest nafaszerowany bzdurami. Nie jestem ekspertem, ale jako... hmm... hobbysta fizyk
parę faktów mogę podrzucić:
1. Lokalny opad radioaktywny częstuje wkrótce po eksplozji zabójczą dawką 30 Gy, która wywoła ostrą chorobę popromienną, zabijającą po okresie 6 dni do 4 tygodni. Jednak po 3-5 tygodniach wykładniczy rozpad izotopów promieniotwórczych zmniejszy tę dawkę do co najwyżej niezdrowej.
2. Ludzie wykazują różną odporność na promieniowanie jonizujące i właściwie nie można określić jednej granicy zabójczej dawki. Ponadto organizm ludzki jest w stanie naprawić szkody, wyrządzone przez jonizację meterii tkanek! Warunkiem jednak jest zmniejszanie się radioaktywności, a to przyroda gwarantuje zwykle sama wykładniczym rozpadem materiału promieniotwórczego. Śmierć 100% populacji jest mozliwa tylko, jeżeli wszyscy spali by z uporem maniaków w bezpośrednim miejscu eksplozji, gdzie zabójczy poziom radiacji utrzyma się przez kilkaset lat.
3. Taktyka wojny nuklearnej zakłada już od czasów II W.Ś. przede wszystkim eksplozje powietrzne - również bomby zrzucone na Japonię były detonowane na wysokościach ok. 1km. Taki atak zapewnia ogromne straty w wyniku eksplozji, ale relatywnie mały fallout. Fakty: spośród ofiar Nagasaki i Hiroshimy tylko 1% zabiła choroba popromienna wywołana opadem radiokatywnym.
4. Pomieszane zostały zdrowotne efekty promieniowania: natychmiastowe i długoterminowe. Oficer łodzi umiera na ostrą białaczkę po małej dziurze w skafandrze (pomijam fakt, że ktos by mu musiał chyba tam wsypać cez-144, zeby tak go ścięło
. Ostra choroba popromienna kończy się najczęściej śmiercią przez odwodnienie w wyniku gigantycznej biegunki, ponieważ jonizacja niszczy przede wszystkim komórki jelit oraz szpik kostny. Ci, którym jelita się zregenerują, umierają z powodu osłabienia układu odpornościowego (zanik szpiku), a więc bardziej jak na AIDS.
Podsumowując: nawet w zdewastowanych Stanach żyłoby nadal dużo ludzi. Wprawdzie przymierali by głodem, byliby zagrożeni bezplodnością i zwiększoną zachorowalnością na nowotwory, ale jeżeli tylko unikali by miejsc bezpośrednich ekslpozji, to zdołaliby odbudować jakąśtam społeczność.