Owych "autorytetów" by nie było, gdyby młodsi fani ich nie potrzebowali.
Z czego to wnioskujesz? Idea samozwańczych autorytetów polega na tym, że czują się oni autorytetami jedynie we własnej opinii. To jak z emerytami, którzy ciażą w stronę fudamentalizmu moralnego, gdyż czują że są upowaznieni do uczenia innych. To samo jest w branży RPG. Dłuższy staż = czujesz, że masz prawo "nawracać" innych. Co ciekawe - przeciętny samozwańczy autorytet nie zauważa, że po prostu sodówa uderza mu do głowy i wkręca sobie, że jest potrzebny i niezbędny, bo bez niego wszyscy grać będą źle (czyli inaczej, niż on lubi).
Moim zdaniem jesteś w błędzie. Młodzi gracze nie potrzebują RPGowych autorytetów, ani też ich nie chcą. Pamiętna dyskusja "młodzi vs starzy" z MiMa, czy też trwająca do niedawna wojenka ze "starym fandomem", czy w końcu obecny spór "DnD kontrra stare piardy" wskazuje, że tak naprawdę autorytetów nikt w branży RPG nie pragnie. Oczywiście poza samymi "wannabe autorytetami".
Poza tym, zawsze coś takiego, jak jakiś wizerunek gry się wytwarza. To chyba normalne. Wspólna pasja zawsze będzie prowadzić do wspólnych wizji.
Jasne, że jakiś wizerunek się wytwarza. Ale zdajesz się sugerować, że Twój wizerunek jest jedyny i słuszny i postulujesz wywalenie tego, co się z nim nie pokrywa. Po prostu chodzi o tą odrobinkę pokory i przyznanie, że oprócz mojej wizji istnieją inne i są równie dobre.
Wspólna pasja nie musi prowadzić do wspólnych wizji. Skoro w necie był milion dziwnych dla Ciebie profesji (np. wiedźmin, czy mnich wojownik), to znaczy chyba, że pasjonaci mieli inne wizje. Skoro co drugi forumowicz mówi, że w "moim warhammerze jest tak i tak" znaczy, ze każdy ma "swojego warhammera". Dla jednego jedyna słuszna jest Jesienna Gawęda, ktoś inny uzna że chodzi o realia historyczne, ktoś inny będzie miał lekkie podejście. I to wszystko jest dobre. A są to wizje zupełnie odmienne.