KoniokradSpośród tycvh 50 książek spora częśc w ogóle nie powinna się ukazać, bo to bywa totalnyc chłam. To znaczy powinny się ukazywać, ale te najlepsze. Założę się, że jest sporo warościowych autorów na próżno czekających na druk, a po części wydaje się ksiązki kolegom na zasadzie "krewni i znajomi królika". Nie wiem, może jest inaczej, ale w polskiej republice kolesiów taki scenariusz wydaje mi się zupełnie realny. Czy Redaktor Szmidt mógłby się w tej sprawie wypowiedzieć?
Jasne, że mogę się wypowiedzieć. Nie wiem jak jest w innych wydawnictwach, ale jeśli chodzi o mnie, nigdy na oczy nie widziałem Anny Koronowicz, Rafała Kosika, Ryszarda Dziewulskiego, Wiesława Gwiazdowskiego, Rafała Dębskiego, Sebastiana Uznańskiego co łatwo sprawdzić pytając samych zainteresowanych. Pracujemy wirtualnie, takie czasy. Zatem trudno uznać, że to moi "kolesie", niektórych znam tylko z paru maili a oceniam ich wyłącznie po tekstach.
Zresztą ci, którzy jechali na "kolesiach" kosztem dobrych tekstów już praktycznie nie żyją. Albo wiele stracili.
Natomiast faktem jest, że wydawnictwa takie jak nasze, Runa, FS czy SuperNOWA mają grupy swoich autorów, z którymi współpracują stale i których będą wydawać częściej. Na tym ten biznes polega, że promujesz konkretne nazwiska i robisz to stale.
mr.marasTymczasem z artykułu Eryka Remiezowicza zamieszczonego w kwietniowej "NF" pt. "Przełom" wyłania się nieco inny obraz sytuacji fantastyki polskiej na rynku, niż ten kreślony przez redaktora Szmidta. Obraz zdecydowanie bardziej optymistyczny. Przy okazji okazuje się, że to Wasza wina REDAKTORZY , Wina Waszego niechlujstwa i nieróbstwa, że ładnych kilkanaście debiutów poszło w niepamięć...
Wiesz, jak ktoś pisze coś takiego, to powinien palcem wskazać te zapomniane arcydzieła:-)
IMO ten artykuł jest jednym z przykładów bezsensownej a na dodatek nierzetelnej roboty. Eryk nie zadał sobie trudu sprawdzenia faktów, o których pisze, a napisał tam rzeczy, które są po prostu nieprawdziwe - vide brak redakcji naszych pierwszych książek (do Dziewulskiego miał materiał porównawczy i zauważył, że te prace miały miejsce - o pozostałe nie zapytał, ani ich nie porównywał, ale opinię krzywdzącą wydał). Bardzo bym chciał, żeby to wykazał - może go nawet o to poproszę - bo w niektórych z opisywanych przypadków zmiany poczynione w trakcie redagowania są wręcz ogromne (zmiana toku akcji na przestrzeni kilku rozdziałów). Ale wracając do tematu.
Owo wspomniane niechlujstwo redaktorów polega na jednej, ale za to podstawowej rzeczy - na ograniczeniach czasowych. O ile przed laty redaktorzy i korektorzy byli zatrudniani na etatach wydawnictw i mogli za normalną pensję pracować nad książką cały rok co teraz jest raczej niemożliwe.
Przy czasopismach jest znacznie gorzej. Taką ilość materiału trzeba opracować w zaledwie trzy tygodnie, inaczej nie da się wydać pisma w terminie. W takim tempie łatwo o pawia, ale robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby było ich jak najmniej. Od kilku numerów chyba nie ma za wiele do narzekania, aczkolwiek będę wdzięczny za wskazanie przepuszczanych baboli.