Przed planowaną premierą Egmontu postanowiłem sprawdzić moje stare wydania Transa z Mandragory (kupione dawno, leżały gdzieś w pudle). Komiks przeczytałem już dobre 2 czy 3 miesiące temu, więc nie wszystko mogę dobrze pamiętać, ale...
Vertigo to dla mnie ostatnimi czasy spore zaskoczenia. Skalpa nie zamierzałem kupować. Oczywiście byłem świadom zachwytów nad tą serią, ale - myślałem - komiks o przygodach Indianina w rezerwacie... to nie dla mnie po prostu, nie moje klimaty. W jakiejś wielkiej promocji kupiłem pierwszy tom... i się zdziwiłem jak świetna to historia (pozostałe tomy wciąż czekają na chwilę czasu by je doczytać w komplecie). Jeśli dobrze pamiętam w mojej mini-recenzji tu na gildii dałem 5 czy nawet 5+/6. Kaznodzieja - bardzo podobna sytuacja. "Komiks bazujący na taniej sensacji" myślałem... bo przeczytaniu pierwszego tomu dołączyłem do swojej listy zakupowej (nie aż tak dobry jak Skalp, ale też 5/6).
No i Transmetropolitan pod tym względem też mnie nie rozczarował. Pod kątem zaskoczenia w sensie
. Futurystyczny świat... tak, to moje klimaty, kolejna seria z Vertigo do kupienia. I znów zaskoczenie - jak przeciętny jest to komiks.
Ale do rzeczy. Pierwszy tom Mandragory musiałem czytać na 2 podejścia (a to bodajże tylko 3 zeszyty). To, co uderzyło mnie w tym komisie to jeden wielki chaos, dodatkowo potęgowany przez - takie mam wrażenie - bardzo słabe tłumaczenie. Po przeczytaniu półtora zeszytu nie widziałem w tym komiksie absolutnie nic ciekawego. Drugie półtora zeszytu to równie chaotyczna historia trans-kogoś-tam polana na koniec napuszonymi przemyśleniami jaka to zla jest policja pisane przez napuszonego gostka, który wpadł na genialny pomysł by wejść na dach... Kolejny tom Mandragory przez chwilę, na samym początku wydawał się zwyżkować poziomem (pojawia się asystentka, w końcu pojawiają się też jakieś dialogi, relacje), ale potem wraca fatalny poziom części pierwszej. Generalnie chaos, komiks o niczym, zmierzający donikąd, sprawiał wrażenie na mnie raczej wydłużonych na siłę, do rozmiarów pojedynczych zeszytów, pasków gazetowych.Jedyne, co dobrego mogę o tym powiedzieć to rysunki, które podobały mi się, a nawet bardzo. Prawdę mówiąc dawno nie widziałem tak słabego komiksu, ale tak dobrze narysowanego. Dużo kolorów i fajny świecący papier też robiły swoje (ktoś wspominał, że chciałby Transa na offsecie... o, nie, uważam, że jesli jakiś komiks powinien być drukowany na kredzie to właśnie Trans.. i to jak najlepiej oddającej kolory (świecącej?) kredzie).
Ogólnie pierwsze 6 zeszytów z wydania Mandragory w mojej ocenie zyskało zawrotną notę 2+/6. Naprawdę dawno nie czytałem tak słabego komiksu i tylko rysunki podwyższają nieco ogólne wrażenia.
I tak dochodzę do ostatniego zeszytu 2 trade'a Mandry (Obłok), gdzie nagle, ku wielkiemu zaskoczeniu poziom wzrasta. Bohaterowie w końcu zaczynają mieć jakieś chraktery, a przede wszystkim historia ma jakąś - no kurde - fabułę (a nie ogranicza się do odwiedzin bohatera na targach religijnych, przykrytych listkiem figowym kłótni asystentki o swojego chłopka, albo obe**ania prezyzydenta). Nie żeby był to poziom wybitny, nie wiem czy jest to już poziom dobry, no ale da się to czytać. Tak dochodzimy do trzeciego trade'a Mandry, który kontynuuje poziom
dający się czytać z poprzedniego zeszytu - historia o wskrzeszeńcach całkiem fajna, tak samo historia o rezerwatach. A potem następują 2 dłuższe historie, które Mandra zaserwowała nam na końcu swojej przygody z Transem. Historia o żonie Spideya i o konwencji prezydenckiej partii. Ponieważ dotychczasowe historie były zamkniętymi w pojedynczych zeszytach shortami przyznam, że liczyłem, szczególnie na historię ostatnią, która była 6-odcinkowym story-arkiem, do jakich jestem przyzwyczajony. Myślałem, że dłuższa historia w końcu pozwoli rozwinąć Ellisowi skrzydła i przekonać mnie na swoją stronę. Jednak Trans po raz kolejny nie za bardzo spełnił te oczekiwania. Pierwsze dwa zeszyty Roku Drania to wręcz regres i powrót do poziomu słabego (może nie aż tak jak pierwsze 6 zeszytów serii, ale jednak słabego). Zeszyty o tym jak Pająk "nie chce, ale musi" i jaki jest wkurzony na świat. Potem przychodzą kolejne zeszyty - i tu - o!, w końcu jest dobrze, chyba najlepsze zeszyty z przeczytanej przeze mnie serii, niektóre motywy wręcz świetne ("absolutnie nic z tego nie zrozumiałem" hehe), no i potem przychodzi zakończenie, które znów jest takie sobie, nie jest tragiczne, nie jest słabe... ale dobre też nie jest.
Podsumowując: ja naprawdę doceniam wyobraźnię Ellisa. Kreacja świata przyszłości (te wszystkie gadżety, sprzęty, zachowania, społeczeństwo) jest naprawdę dobra, kurde jest bardzo dobra. Powiem wręcz, że - biorąc pod uwagę konwencję - jest lepsza, bardziej odjechana niż pomysły Vaughana w Sadze, pomysły na przygody są ciekawe... ale to jednak za mało, żebym mógł powiedzieć, że to dobry komiks.
Fabuła jest średnia, kreacje bohaterów, budowa relacji między nimi - też w najlepszym razie - średnie. Bohater główny bywa - dla mnie - mocno irytujący. Ellis wsadzając mu w pióro przemyślenia nad światem wypływa na szerokie wody i, cóż, nie za bardzo wygrywa. Nie jest to Conrad. Monologi Pająka i jego przemyślenia nad rzeczywistością (szczególnie) bywają raczej patetyczne niż wnoszące coś głębokiego.
Tylko rysunki nieprzerwanie dobre (choć w dalszych częściach jednak jakby minimalnie gorsze... a może to wina mniej świecącego papieru...)
Ogólnie komiks (nie licząc fatalnego początku) oceniam na coś pomiędzy 3+ a 4- (w skali szkolnej). Dobra, dam 4 z dużym minusem (/6). Wyczekuję premiery Egmontu i Waszych opinii