metalliki i korna nigdy nie lubilam, wiec zawiedzie mnie kazda ich kolejna plyta....
ktos na poczatku narzekal na "toxicity" soad`ow, a ja pragne powiedziec, ze mi plytka bardzo do gustu przypadla.
bylam natomiast zdruzgotana ostatnia plyta paradise lost. czekalam na nia z utesknieniem, bo w naszym, elblaskim empiku wszystko pojawia sie z conajmniej miesiecznym opoxnieniem. w koncu doszla, DOSZLA!!! i juz mialam ja kupic, ale entuzjazm zostal zgaszony przez mego brata wraz ze slowami "zassam ci ten album z neta. jest okrutny, nie kupuj plyty". spojrzalam na niego jak na debila, nie mogac uwierzyc, ze paradise lost, moja jedyna milosc, ktorej od trzech lat jestem wierna, moze zrobic cos, co mi sie nie spodoba. "nieudany albym PL" - brzmi jak oksymoron. ale jednak... brat zrzucil empetrojki na moja playliste, zapalilam swieczki, usadowilam sie wygodnie wieczorem i zaczelam sluchac. przesluchalam pierwszy kawalek i zapytalam sama siebie: "co jest, k**wa?". przesluchalam drugi, ledwie przebrnelam przez trzeci i dalej juz nie brnelam.
ta plyta to porazka. zajezdza papa roach`em i tandetnym pop-rockiem.
przepraszam za ten przydlugi wywod, ale musialam to z siebie wyrzucic...