Daj spokój.Rocznie USA wydaja wiecej na armię niż cały projekt ma kosztować.Przykładowo w ciągu 20 lat ta sumie wzrośnie 2.5 krotnie.Koszta lotu na Marsa to w skali tego kraju grosze.Kwestia przekonania kongresu do tego wydatku.Tylko.
Armię, dokładnie. Lot na Marsa to nie armia, pragnę zauważyć.
Z tymi groszami to ładnie przesadziłeś. Taka suma to wbrew pozorom duży wydatek, szczególnie teraz, gdy rośnie deficyt budżetowy USA. Pieniądze nie biorą się z powietrza, co pokazują wyraźnie cięcia, jakich dokonuje NASA. Gdyby mieli, jak mówisz, kasy jak lodu, nie musieliby obcinać projektów badawczych. Logiczne i proste.
Jeśli Bush ma zamiar zrealizować lot, będzie musiał przesunąć spore sumy z programów socjalnych i prawdziwych badań naukowych. Z poparciem społeczeństwa (i Kongresu) może być w tym przypadku bardzo różnie. Nikt nie lubi, gdy zabiera się mu pieniądze spod nosa. No i nie zapominajmy, że Mars jest daleko, natomiast wyborcy bardzo blisko. Czasami pod Białym Domem...
No i kolejna, ważna kwestia - finansowanie lotu na Marsa to nie problem Bush'a i ten doskonale o tym wie. W czasie, gdy ewentualnie rozpocznie się jego realizacja, Bush już dawno nie będzie piastował stanowiska prezydenta i nie na jego głowę spadną ew. gromy i zarzuty topienia pieniędzy w wątpliwym projekcie.
Tylko dlatego,ze nie udało się przekonać poszczególnych komisji i kongresu do przeznaczenia na projekt pieniędzy.Jeszcze się nie udało.Jesli uda się to admin. przydenta Busha, to całe przesięwzięcie będzie finansowył banałem.
Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Banałem na pewno to nie będzie, ale fakt, szeroki strumień pieniędzy popłynąłby w takim przypadku dokładnie tam, gdzie chce administracja Busha i jego nieskromna persona. Tyle że z tym finansowaniem nie będzie tak różowo, jak sądzisz. Wielu polityków jest przeciw, szkoda im takich ogromnych sum pieniędzy. Dodatkowo wiele autorytetów (np. wybitny fizyk i noblista Steven Weinberg, jeśli dobrze pamiętam) ostro krytykuje cały plan, wpływając tym samym na opinie kongresmenów, polityków.
Co jak co, ale łatwo Bush'owi nie będzie. O sensie tego wszystkiego nie wspomne.
Propaganda,morale narodu, kolejne wielkie osiągnięcie.No i masa nowych technologii.To gra warta swieczki, szczególnie dla państwa,które chce nadal być suprematorem.
Propaganda, morale? Tak. Typowe dla amerykanów. Doskonała zagrywka polityczna i propagandowa. I beznadziejna pod względem wymiernych korzyści.
Masa nowych technologii? Nie powiedziałbym. Na pewno będzie tego co nieco, ale... Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że 90% (jeśli nie więcej) technologii kosmicznych, używanych teraz także na ziemi, zostało "odkrytych" w lotach automatycznych, satelitach, teleskopach itd. Te technologie, w których użytkowaniu brali udział ludzie, są znikomym procentem wszystkich nowych wynalazków. Ludzie nie są w locie na Marsa do niczego potrzebni, automaty doskonale dadzą sobie radę z problemami tej podróży.
Co do jednego się jednak w pełni zgodzę - to faktycznie gra warta swieczki dla państwa,które chce nadal być suprematorem.
Nie - logiczne.Panstwo, które stać na taki projekt będzie go forsować samemu.Bo taki krok to wielki, robiecy wrażenie wyczyn.Poza tym opracowane technologie zostaja w rękach amerykanów.A reszta świata znów zostaje 20 lat w tyle.Polityczna logika.
Opracowane technologie i tak będą pochodzić w dużej mierze spoza USA, albo przynajmniej trafią poza USA. To wielki krok, ogromnie fascynujący i monumentalny. Ale na razie nie opłacalny i mający wymiar stricte polityczny. Należy bowiem zadać sobie pytanie - po co lecieć na Marsa? I ile razy? Zrobimy to raz i koniec, tylko po to, żeby zatknąć tam flagę?
Wiem, że ludzie mają wrodzoną tendencję do podróżowania i poznawania tego, co nieznane. Ale w tym przypadku to poznanie może okazać się bardzo drogą zabawą, za którą zapłaci bardzo wielu ludzi. Czy będzie na to przyzwolenie społeczne? Amerykanie (sam dziwię się, że to mówię...) aż tacy głupi nie są i w końcu zrozumieją, że te biliony dolarów wypłyną z ich kieszeni. A wtedy podniesie się wrzask.
Wypada też napomknąć o ważnej sprawie, o której wspominano już tutaj - wojna w Iraku. W tym kierunku płynie też sporo gotówki. Tam takowoż wsiąka i ginie jeszcze więcej poparcia dla Bush'a i jego administracji, ergo i dla jego pomysłów.
Mars jest gdzieś tam, a my tutaj. Jak myślisz, co wybiorą obywatele? Dobre wykształcenie dla dzieci, doskonałą opiekę zdrowotną etc., czy może powiewającą na czerwonym tle, gdzieś hen daleko, flagę?
Pozdrawiam, Ivo