Sprawdzane? Znaczy, że jest jedyne słuszne tłumaczenie, do którego trzeba się odnosić?
Raczej chodzi o to, że jest angielski oryginał, z którym tłumaczenie powinno być zgodne, i są polskie normy stylistyczne i gramatyczne, których też trzeba przestrzegać.
Jeśli chodzi o sprawdzanie, to najprościej przyjrzeć się stopce i sprawdzić, czy są w niej osoby pełniące określone role. Redaktor ma za zadanie przejrzeć dostarczony przez tłumacza tekst i wygładzić go stylistycznie, eliminując babole i niezręczne oraz nienaturalne zdania. Z tego, co mi wiadomo, nie zawsze jest zobowiązany do porównywania tłumaczenia z oryginalną wersją.
Redaktor merytoryczny zna się na danym uniwersum i sprawdza, czy w tekście nie ma błędów rzeczowych: dba o zachowanie spójności z wcześniejszymi przekładami i o to, aby usunąć błędy w stylu "pamiętasz śmierć komisarza Jeana de Wolff, Spider-Manie?".
Korektor wkracza na końcu i usuwa głównie błędy interpunkcyjne, ortograficzne i literówki: dba o to, by przecinki były tam, gdzie trzeba, "Spider-Man" nie zmienił się w "Spider-Myna" itd. itp.
Osobiście nie tłumaczyłem albumów komiksowych, ale kiedy pracowałem nad książkami, dostawałem później mój przekład poprawiony przez redaktora i mogłem dodawać jeszcze ostatnie komentarze lub cofnąć niektóre zmiany, jeśli było to uzasadnione. Natomiast w przypadku krótszych rzeczy typu parostronicowe broszurki czy gazetki po prostu odsyłam tłumaczenie i nie mam już potem kontaktu z tekstem (chyba że z jakichś względów specjalnie sobie tego zażyczę).
------------------------------------------------------------------------------
Żeby nie dublować postów, to przy okazji napiszę tu trochę szerzej o polskiej wersji "Wojowniczych Żółwi Ninja" od Fantasmagorii. Właśnie w tym komiksie widać, jak przydałaby się dobra korekta i redakcja (redaktora nie ma nawet w ogóle w stopce - czyżby cięcie kosztów?).
Tłumaczenie nie jest tragiczne, ale widać, że tłumacz ma tendencję do ścisłego trzymania się składni i brzmienia oryginału. To się zdarza zwłaszcza w przypadku mniej doświadczonych tłumaczy - sam miałem z tym problem i ciągle muszę uważać, żeby nie tworzyć nienaturalnych wyrażeń. Takie rzeczy widać na przykład w przekładzie angielskich idiomów: "holy mackerel", czyli "kurka wodna" to u Fantasmagorii dosłownie "święta makrela", natomiast "no guts, no glory" przełożono jako "bez odwagi nie ma chwały", zamiast użyć któregoś z naszych odpowiedników typu "do odważnych świat należy" albo "kto nie ryzykuje, ten nie ma".
Brak redakcji widać także w niektórych niezamierzenie bezsensownych zdaniach: pojawia się na przykład prosty i absurdalny błąd gramatyczny: "Wchodząc do pokoju jego spojrzenie zawisło na nieruchomej postaci" - czy to spojrzenie weszło do pokoju?, nielogiczna kwestia Splintera do robotów "myśleliście, że złapiecie starego szczura nieświadomi" (w oryginale było pewnie
catch an old rat unaware -
złapiecie starego szczura z zaskoczenia), czy dziwne zdanie: "nim Raphael zadał śmiertelny cios, jego peryferyjne widzenie dostrzegło coś..." - jak widzenie może coś dostrzec? Znacznie zręczniej byłoby po prostu "nim Raphael zadał śmiertelny cios, kątem oka dostrzegł coś..."
Jeśli chodzi o korektę,
pisałem o tym już w temacie wydawnictwa, ale naprawdę przydałaby się wzmożona uwaga. Takie rzeczy jak "w Nowym Yorku", nazwy miesięcy w spisie treści pisane wielką literą, czy przypis o "Cichym człowieku" który przeskakuje ze strony 157 na stronę 196 nie wyglądają za profesjonalnie.
Być może czepiam się nadmiernie, jednak wydaje mi się, że wydanie z założenia "ekskluzywne" do czegoś zobowiązuje. W zwykłym "Marvel NOW!" czy jakimś miękkookładkowym czytadle frankofońskim pewnie machnąłbym na takie coś ręką, ale tu sytuacja jest moim zdaniem inna - tym bardziej, że wizualnie komiks naprawdę nieźle się prezentuje - zarówno w kwestii rysunków, jak i oprawy, papieru itp. Z podobnych względów tak mi doskwierają niedoróbki i byki w nowej, teoretycznie podrasowanej edycji "Życia i czasów Sknerusa McKwacza".
Oczywiście TMNT to jeden z pierwszych komiksów nowego wydawnictwa i wiele błędów można złożyć na karb braku doświadczenia, mimo to szkoda, że frycowe musiało wypaść akurat na taki fajny komiks. Trudno powiedzieć, ile wpływu na tę sytuację miały zawirowania związane z publikacją "Żółwi" - trudno też powiedzieć, czy są widoki na to, żeby w ewentualnych przyszłych tomach sytuacja się poprawiła (kłopoty finansowe raczej nie zachęcą do zatrudniania dodatkowych osób do pracy nad tekstem). Na szczęście przy tempie działania Fantasmagorii mam chyba jeszcze trochę czasu, by rozważyć, czy nie przerzucić się na oryginalne wydanie