Te dwa krótkie odcinki były chyba najwierniejszymi adaptacjami polskiego komiksu, choć też nie wybitnymi. Dobry przyczynek do dysykusji "dlaczego adaptacje są niezbyt dobre niezależnie od tego, czy są wierne, czy całkiem odbiegają od pierwowzoru".
Moim zdaniem robienie adaptacji czegoś „ząb w ząb” to fatalny pomysł... Zwłaszcza jeśli mówimy tu o dziele humorystycznym.
Raz, że każdy fan jest już obeznany z oryginałem, zna teksty, gagi ect. więc jaki sens ma oglądać drugi raz to samo tylko, że teraz się rusza?
Dwa, że... no właśnie – nie wszystko co ma ręce i nogi w komiksie przekłada się dobrze na język filmowy. W komiksowym Tytusie mogliśmy mieć gag, gdzie rzuca się na niego dwóch typów i wyskakuje z kadru zostawiając ich tam samych. W animacji nie da się tego po prostu zrobić... No, bo jak?
To jak z pierwszym animowanym Asteriksem – zrobili ząb w ząb adaptacje pierwszego komiksu i wyszło coś sztywnego, nieciekawego, a jak ktoś czytał to niczym nowym go nie zaszkodzi. O niebo lepiej zrobili w takim „Asterix i Kleopatra” czy „Asteriks w Brytanii” gdzie fabułę oparli na oryginale ale 70% żartów i tekstów jest nowa, robiona pod język filmowy.
Tych animowanych Tytusów nie widziałem ale jeśli faktycznie były to sztywne adaptacje „klatka po klatce” to mam silne wątpliwości czy prezentowało się to dobrze.
To trochę – przykład z innej beczki - jak z adopcjami „Quo Vadis”. Szczerze wolę Amerykańską wersję i mam gdzieś, że Polska ponoć wierniejsza (czytałem dawno książkę więc ciężko mi w tej chwili porównać). Polska była dla mnie strasznie nudna, a Amerykańska choć nie idealna barwna i z przyjemnym klimacikiem...
Może tu nie kwestia tego by próbować na siłę robić adaptację czegoś , a po prostu próbować zrobić dobry film? Jeśli scenariusz będzie dobry to różnice z pierwowzorem nie będą razić (to jak taki „Dark Knight” w którym wiele ma się ni jak do komiksu, a jednak jest na tyle sam w sobie dobry i satysfakcjonujący, że fanom to nie wadzi)