ROK Z DAREDEVILEM
W ciągu ostatniego roku, na fali powrotu do Marvela zrobiłem sobie Wielkie Czytanie Daredevila. Udało mi się zdobyć i przeczytać run Millera (odkąd pisał scenariusz), większość runu Nocenti, run Bendisa i Brubakera oraz początek runu Waida. W związku z oczekiwaniem na premierę cyklu DD od Sideci pomyślałem, że może zapiszę tu kilka refleksji na ten temat - może kogoś zachęcę, nie zdradzając fabuł rzecz jasna.
Zaznaczam, że lekturę zacząłem właśnie od Bendisa i myślę, że kolejność zaproponowana przez Sidecę jest sensowna.
Generalnie zawsze mi się tak wydawało - a teraz to potwierdziłem - że Daredevil ma największe zagęszczenie dobrych historii na metr kwadratowy z całego portfolio Marvela. Utrzymywany od początku na uboczu, wydaje się że pozwalał twórcom na dużą swobodę. Umiarkowany udział w crossoverach sprzyjał długofalowemu rozwojowi postaci.
Kiedyś wydawało mi się, że Daredevil to taki marvelowski Batman skrzyżowany z Zatoichim. I w jakimś sensie trochę tak jest (głównie u późnego Millera), ale jednak nie ma co krzywdzić Matta - jest to bohater o zupełnie niezależnej osobowości i zakresie tematów...
Co do poszczególnych runów:
1.
Run Millera. Znając jego późniejszą twórczość oraz "The Man Without Fear" spodziewałem się czegoś jednak trochę innego. Ten run jest wspaniałą mieszaniną komiksu "w starym stylu" z rewolucyjnymi rozwiązaniami wprowadzanymi w minestreamie w tym czasie m.in. właśnie przez Millera. Miejscami czyta się to jak tom WKKM "Demon w butelce" (sympatyczne ale strasznie naiwne), a miejscami jak Millerowskiego "Ronina" (dojrzała, mocna historia dla dorosłych).
Właśnie do "Ronina" zresztą Miller parę pomysłów z DD przeniesie
. Największą przyjemność sprawiło mi jednak obserwowanie jak zmieniała się jakość rysunków Millera/Jansona w ciągu tych kilku lat: od stylu typowego dla Marvela z przełomu lat 70. i 80. do kreski znanej nam z "TDKR", czy wzmiankowanego "Ronina".
2.
Run Nocenti - przez niektórych oceniany entuzjastycznie, przez innych krytycznie. Mnie się dość podobał, choć z zastrzeżeniami. O dziwo rozczarowała mnie historia Typhoid Mary, silnie powikłana z Kryzysem Inferno. Dalsza część, czyli podróż Matta po Stanach i jego przedziwne konfrontacje (z
Blackhearthem, Ulrtonem, znanym z "Punisher War Zone" Shotgunem
) były dla mnie rewelacyjne. Zwłaszcza podobały mi się obie postacie kobiece i ich interakcje.
PYTANIE DO EKSPERTÓW: Czy ktoś wie, czy ktoś potem sensownie wykorzystał postać Number 9?
3.
Run Bendisa - mój ulubiony, imponująco rozległy, spójny, choć też niepozbawiony wad. Wszystkich napalonych chcę uprzedzić, że osobiście wchodziłem w ten świat dość mozolnie i ma on moim zdaniem przestoje i słabsze fragmenty. Dotyczy to kilku pierwszych zeszytów. Ale nie zniechęcajcie się! Zalety przeważają. Dla mnie były to przede wszystkim:
- Warstwa wizualna - styl Maleeva znakomicie pasuje do posępnego, quasi-realistycznego klimatu. [Jeszcze bardziej podobały mi się arty autora opowieści o Echo - Davida Macka, ale to na marginesie.]
- Niezwykle sympatycznie przedstawione postacie kobiece, które aż roją się wokół tego "american katholic", zamkniętego w sobie Matta (co zwłaszcza świetnie rozegrano
). Trochę gorzej wypada Mila, ale "trykociarki" są rewelacyjne.
- Oszczędne podejście do przeciwników oraz wyciąganie mniej znanych postaci (
Gladiator, Bullet, Jester
). Na tym tle rewelacyjnie wypadają występy Bullseya. Z tych historii na prawdę widać jaki to niebezpieczny psychol.
Jak dla mnie najlepszymi historiami runu są "Hardcore", "Widow" oraz zakończenie.
PYTANIE DO EKSPERTÓW - a propos Elektry w tym runie:
Czy Elektra w tych historiach miała być Scrullem? A jeśli tak, to czy Bendis mógł to wiedzieć? Bo logika jej postaci mi się nie zgadza...
4.
Run Brubakera - bardzo jednolity stylistycznie i na jednolitym porządnym poziomie. Trochę tylko zirytowało mnie, że poszczególne historie rozwijają się tak powoli, a koniec jest ucięty dość nagle i niespodziewanie. Na pewno jest to dojrzała historia nie dla przypadkowego czytelnika. Mnie się podobała, ale mniej niż run Bendisa.
5.
Run Waida - przeczytałem tylko nieco dalej niż "Sound and Fury", więc wolę się nie wypowiadać. Założenie "ulżenia" historiom z DD - zarówno w warstwie fabularnej jak i wizualnej jest OK, historie czyta się dobrze (zwłaszcza
uroczy epizod z Black Cat
). Bardzo ciekawe, eksperymentujące kadrowanie, próbujące oddać właściwości wyostrzonych zmysłów Matta. Ja tam jednak wolę depresyjny, brudny klimat z Millera, Bendisa i Brubakera...
Bardzo jestem ciekaw wydania Sideci i Waszych wrażeń (a także "Market For Murder" z WKKM, którego nie czytałem...