Ok. Machnąłem wszystkie 6 tomów (Bendisa powtórnie). Kawał, naprawdę kawał dobrego Marvela. Tak to powinno wyglądać zawsze.
Zeszyt nr 94 rewelacja.
Szkoda tylko, że firma samej siebie nie przeskoczy i cały czas drepta wokół tych samych słabości.
O ile w śmierć Foggy`ego nie wierzyłem ani przez jedną stronę i rozwiązanie akcji nie było wielkim zaskoczeniem o tyle to co się wyprawia z Ważniakiem to śmiech na sali. Fisk jest ślepy, Fisk odzyskuje wzrok. Fisk zostaje zadźgany, Fisk przeżywa. Fiskowi odbiera się paszport i zostawia podłamanym na jakimś europejskim zadupiu, Fisk wraca i pała żądzą zemsty. Marvelowi naprawdę brakuje jaj. Ze szczególnym uwzględnieniem Jedi Vanessy. Już, już uwierzyłem, że przynajmniej z nią się odważyli. Ale jeżeli tak bardzo ją "zabili", że teraz będzie powracać w roli zjawy to naprawdę trzeba było ją magicznie uleczyć. Nie byłoby aż tak głupio.
Ale ok to są jedynie zgrzyty. Generalnie naprawdę fajne czytadło. I nawet z pozytywnym zaskoczeniem - gdy pierwszy raz przeczytałem, że będzie
laska, która nazywa się "Lady Bullseye"
blady strach mnie obleciał, że to znowu jakaś idiotyczna kalka. A tu nieprawda. Ksywka może głupawa, ale postać całkiem fajna. I co z tego, że pachnie
pachnie fantastycznie wobec czego ta kalka jakoś nie boli.
Inna sprawa, że mogli już trochę bardziej postarać się z
Izo. Kolejny ślepy mistrz z kijaszkiem? Serio?
Niemniej to nie jest mój największy zarzut - z całych tych sześciu tomów najbardziej zirytowało mnie to w jaki sposób potraktowali wątek
Milli. Niby cały czas to samo, czyt. "wywracamy świat do góry nogami i (tym razem) Murdock się żeni tylko po to żeby za jakiś czas wszystko było po staremu", ale skoro powiedzieli "A", powinni starać się powiedzieć "B". Może postać była od samego początku skazana na pożarcie (ze względu na ułomność), może "dopiero" po czasie ktoś wymyślił żeby się jej pozbyć, ale to tak naprawdę akt tchórzostwa scenarzysty (czy jakiegoś nadzorcy scenarzysty?). Skoro weszli już w ten wątek to lepiej by było gdyby go jakoś wiarygodnie ciągnęli (nawet jeśli byłaby trzymana w drugim szeregu). Można było dać dziewczynie jakieś zajęcie, które umieściłoby ją na uboczu nurtu głównego serii. Ale nie. Postać została wykorzystana, wyżęta i wyrzucona żeby wszystko było tak jak było. Słabe.
No ale trudno. Marvel najwyraźniej nie potrafi przejść nad swoimi ograniczeniami i trzeba z tym żyć. Teraz czekam na Miller`a i miło by było gdyby jednak zdecydowali się kontynuować po historii Brubaker`a. Mimo istniejących mankamentów i pewnych drobiazgów (szkoda, że w tomie szóstym zrezygnowano z
- takie rzeczy dodają klimatu) to naprawdę jedna z najlepszych historii jakie czytałem w ramach Marvela.
P.S. Bo generalnie nie jestem oblatany w tych wszystkich crossoverach i innych takich: w ramach jakiego (jak podejrzewam) "dużego wydarzenia" okazało się, że
Elektra to żadna Elektra tylko Skrullica?