Co prawda, istnieje temat o nowych płytach, ale na ten lp trzeba było tyle czekać...
Nowa płyta The Prodigy. Czwarta w dorobku zespołu (bo Distchamber's session się nie liczy). Liam konsekwentnie idzie w kierunku obranym w Their law, czy Poison, płyta jest ciężka, brzmieniowo porównywalna z The fat of the land. Howlett określa, to co zapezentował jako mieszankę ambientowego punku i hip-hopu, oczywiście w swoim, niepowtarzalnym wydaniu. Po przesłuchaniu ma się niestety wrażenie, że nie dostaniemy już do rąk materiału na miarę Music for the Jilted Generation. Brakuje zróżnicowania, całość jest jeszcze bardziej jednorodna niż The fat... To trochę zabawne, że jeden z największych (przepraszam za słowo) wizjonerów w muzyce tanecznej, otwarcie krytykujący, to co obecnie dzieje się w branży, sam drepcze w miejscu. Płyta jest niezła, ale nie przełomowa. Ja spodziewałem się więcej.
Pozwoliłam sobie na delikatną zmianę nazwy topicu - pani M.